Jean-Cantal Roquefort, dla przyjaciół Jean, to obecnie 15-letni syn Marcella i Bleudebresse Roquefortów. Przyszedł na świat na rodzinnej farmie w Saint-Mihiel 18 lutego 2026 roku. Przez dwa lata miał spokojne życie wśród zbóż i serów, aż do felernej nocy w lutym 2028, kiedy rodzice ukryli go w piwnicy. Słychać było dziwne hałasy, a kiedy tata go wyciągnął, mamy ani jej rzeczy już nigdzie nie było. Jean niewiele pamiętał z tamtej nocy - jedynie urywki, o które nigdy nie pytał ojca.
Jego młodość na farmie trwała dalej, poznał swoją bliską przyjaciółkę, córkę rozwódki, niejaką Brie Maux Camembert. Świetnie się razem bawili, Brie była młodsza, ale Jean często się czuł jakby miał nową mamę.
Reformy rolnictwa doprowadziły obie farmy - Roquefortów i Camembertów - do upadku. Szczęśliwie się złożyło, że Marcell znalazł pracę w Paryżu, a mama Brie ponownie zeszła się z jej ojcem, ważnym wojskowym, a on chciał by obie zamieszkały z nim (też w Paryżu).
Tak obie rodziny znalazły się w stolicy Francji.
Kontakt Jeana i Brie został ograniczony. Widywali się znacznie rzadziej, a młody Roquefort w duchu oskarżał o to ojca Brie, który na przestrzeni lat zdołał awansować do naczelnego generała wojsk francuskich.
Po wejściu w wiek nastoletni, oprócz naturalnego buntu, zaczął się też rozglądać po otaczającym go świecie i stanął naprzeciw niemu. Do największych osiągnięć jego i grupy bliższych kolegów należał pojazd patrolujący policji średniej klasy, cudem udało im się zniszczyć rejestratory w pierwszej kolejności i paryska policja nie dała rady ich namierzyć.
Pewnego dnia w szkole zjawił się ktoś nowy. Pierre Crêpe, bo tak się nazywał, był bardzo odważny i pełen finezji. Dokładność i koncentracja były tym, co bardzo pomagało w podobnych akcjach. Jean się na tym nie skupiał, był niedokładny, przy tym co robił oddawał się w pełni sile dawanej mu przez upust emocji. Naturalnie koledzy zaczęli spędzać czas z Pierrem.
Jean był zły. Z każdym dniem z coraz większą zawiścią patrzył, jak wszystkich przyjaciół odbiera mu ten nowy chłopak, nawet nieświadomie. Jedyną bliską mu osobą była Brie, która na szczęście przeniosła się do jego szkoły. Spędzał z nią przerwy, lekcje i wagary, mogąc się wyżalić jak nie lubi tego nowego. Brie tylko go uspokajała i mówiła że zawsze ma ją.
Nie dziwota więc, że krew się w nim gotowała, gdy pod koniec szkoły średniej Pierre zaczął patrzeć na Brie łapczywym okiem.
Na nic się nie zdały jej zapewnienia, że nie ma żadnych pozytywnych relacji z tym chłopakiem i że naprawdę nie ma co ingerować. Jean tylko nacisnął mocniej swój kaszkiet i poszedł do Pierra Crêpe, by mu powiedzieć co o tym myśli.
- Przecież nikt ci nie dał prawa do ustalania z kim się zadają twoi przyjaciele... Prawda? - Pierre szyderczo się uśmiechnął. On i dawni koledzy go wypędzili i zostawili z poczuciem absolutnego skrzywdzenia.
Miarka się jednak przebrała później.
Na zakończeniu roku szkolnego przydzielone były pary do tańców. Pierre był z Brie - a jakże. Po zakończonym show postanowił popisać się przed kolegami, całując Brie w usta. Ledwo to skończył, prawie dostał od niej w twarz i ją puścił z uścisku, by ona uciekła.
A świadkiem całej sytuacji był Jean.
Przestał widzieć normalnie. Przed jego oczami była tylko krwista czerwień. Stanął przed Pierrem, tupnął tak że podłoga w tym miejscu pękła.
- W-Wszystko dobrze, Jean?
- Tak... Doskonale... Po prostu... C'est bon...
Skoczył na niego i zaczął uderzać bez opamiętania. Otaczała go różowa aura.
Pierre wykrwawił się na śmierć zanim trafił do szpitala. Marcell Roquefort został aresztowany, a Jean trafił do poprawczaka.
Trzy miesiące intensywnego treningu z nowymi umiejętnościami.
- Myślę że będziemy się dobrze razem bawić... - Tak mówił do swojego półprzezroczystego wojownika. - Nazwę cię Je M'amuse - Po czym rozrywał kolejną cegłę.
W połowie listopada 2041 w ręce Jeana trafiła najnowsza gazeta. Nagłówek zawierał w sobie frazę "Équipe de Révolte", nazwę organizacji terrorystycznej która wszczęła falę ataków na ważne osobistości w Paryżu. To by doprowadziło Jeana do pominięcia artykułu, gdyby przed oczami mu nie przemknęła całość: "Équipe de Révolte porywa córkę generała Camemberta".
Zapulsowały mu żyłki na nosie.
Wieczorem tego dnia, po zamknięciu pokoi na noc przez strażników, stanął przed drzwiami. Przymknął oczy, skupił myśli...
- Je M'amuse...
Fala energii wyłamała drzwi z zawiasów. Wyskoczył na korytarz i pobiegł w prawo. Dwóch strażników z pałkami elektrycznymi zastąpiło mu drogę na klatkę schodową.
- Bona! Bona!
Nie stanowili dłużej problemu. Już miał pobiec na dół, jednak zobaczył że winda jest aktywna. Siłą Je M'amuse rozwarł drzwi i zerwał sznury, zaraz po tym słysząc krzyki strażników.
Po tym dopiero zbiegł na parter, jeszcze kilku pałkarzy powalił na ziemię i niczym taran wbił się do gabinetu dyrektorki - jedynego miejsca gdzie okno nie było zakratowane.
- Jean-Cantal! Co ty wypraw...! - Dyrektorka upadła pod naporem szafki z książkami.
Je M'amuse zasłonił wejście drugą szafką i biurkiem, po czym otworzył okno. Jean stanął na parapecie i, zanim personel poprawczaka dobił się do środka, wyskoczył na przelatującego obok dostawczaka.
Tułaczka między ulicami i uliczkami w końcu doprowadziła go do dawnej kryjówki, mieszkania ciotki Cecylii. Co było dalej - to już wiecie.
Jego młodość na farmie trwała dalej, poznał swoją bliską przyjaciółkę, córkę rozwódki, niejaką Brie Maux Camembert. Świetnie się razem bawili, Brie była młodsza, ale Jean często się czuł jakby miał nową mamę.
Reformy rolnictwa doprowadziły obie farmy - Roquefortów i Camembertów - do upadku. Szczęśliwie się złożyło, że Marcell znalazł pracę w Paryżu, a mama Brie ponownie zeszła się z jej ojcem, ważnym wojskowym, a on chciał by obie zamieszkały z nim (też w Paryżu).
Tak obie rodziny znalazły się w stolicy Francji.
Kontakt Jeana i Brie został ograniczony. Widywali się znacznie rzadziej, a młody Roquefort w duchu oskarżał o to ojca Brie, który na przestrzeni lat zdołał awansować do naczelnego generała wojsk francuskich.
Po wejściu w wiek nastoletni, oprócz naturalnego buntu, zaczął się też rozglądać po otaczającym go świecie i stanął naprzeciw niemu. Do największych osiągnięć jego i grupy bliższych kolegów należał pojazd patrolujący policji średniej klasy, cudem udało im się zniszczyć rejestratory w pierwszej kolejności i paryska policja nie dała rady ich namierzyć.
Pewnego dnia w szkole zjawił się ktoś nowy. Pierre Crêpe, bo tak się nazywał, był bardzo odważny i pełen finezji. Dokładność i koncentracja były tym, co bardzo pomagało w podobnych akcjach. Jean się na tym nie skupiał, był niedokładny, przy tym co robił oddawał się w pełni sile dawanej mu przez upust emocji. Naturalnie koledzy zaczęli spędzać czas z Pierrem.
Jean był zły. Z każdym dniem z coraz większą zawiścią patrzył, jak wszystkich przyjaciół odbiera mu ten nowy chłopak, nawet nieświadomie. Jedyną bliską mu osobą była Brie, która na szczęście przeniosła się do jego szkoły. Spędzał z nią przerwy, lekcje i wagary, mogąc się wyżalić jak nie lubi tego nowego. Brie tylko go uspokajała i mówiła że zawsze ma ją.
Nie dziwota więc, że krew się w nim gotowała, gdy pod koniec szkoły średniej Pierre zaczął patrzeć na Brie łapczywym okiem.
Na nic się nie zdały jej zapewnienia, że nie ma żadnych pozytywnych relacji z tym chłopakiem i że naprawdę nie ma co ingerować. Jean tylko nacisnął mocniej swój kaszkiet i poszedł do Pierra Crêpe, by mu powiedzieć co o tym myśli.
- Przecież nikt ci nie dał prawa do ustalania z kim się zadają twoi przyjaciele... Prawda? - Pierre szyderczo się uśmiechnął. On i dawni koledzy go wypędzili i zostawili z poczuciem absolutnego skrzywdzenia.
Miarka się jednak przebrała później.
Na zakończeniu roku szkolnego przydzielone były pary do tańców. Pierre był z Brie - a jakże. Po zakończonym show postanowił popisać się przed kolegami, całując Brie w usta. Ledwo to skończył, prawie dostał od niej w twarz i ją puścił z uścisku, by ona uciekła.
A świadkiem całej sytuacji był Jean.
Przestał widzieć normalnie. Przed jego oczami była tylko krwista czerwień. Stanął przed Pierrem, tupnął tak że podłoga w tym miejscu pękła.
- W-Wszystko dobrze, Jean?
- Tak... Doskonale... Po prostu... C'est bon...
Skoczył na niego i zaczął uderzać bez opamiętania. Otaczała go różowa aura.
Pierre wykrwawił się na śmierć zanim trafił do szpitala. Marcell Roquefort został aresztowany, a Jean trafił do poprawczaka.
Trzy miesiące intensywnego treningu z nowymi umiejętnościami.
- Myślę że będziemy się dobrze razem bawić... - Tak mówił do swojego półprzezroczystego wojownika. - Nazwę cię Je M'amuse - Po czym rozrywał kolejną cegłę.
W połowie listopada 2041 w ręce Jeana trafiła najnowsza gazeta. Nagłówek zawierał w sobie frazę "Équipe de Révolte", nazwę organizacji terrorystycznej która wszczęła falę ataków na ważne osobistości w Paryżu. To by doprowadziło Jeana do pominięcia artykułu, gdyby przed oczami mu nie przemknęła całość: "Équipe de Révolte porywa córkę generała Camemberta".
Zapulsowały mu żyłki na nosie.
Wieczorem tego dnia, po zamknięciu pokoi na noc przez strażników, stanął przed drzwiami. Przymknął oczy, skupił myśli...
- Je M'amuse...
Fala energii wyłamała drzwi z zawiasów. Wyskoczył na korytarz i pobiegł w prawo. Dwóch strażników z pałkami elektrycznymi zastąpiło mu drogę na klatkę schodową.
- Bona! Bona!
Nie stanowili dłużej problemu. Już miał pobiec na dół, jednak zobaczył że winda jest aktywna. Siłą Je M'amuse rozwarł drzwi i zerwał sznury, zaraz po tym słysząc krzyki strażników.
Po tym dopiero zbiegł na parter, jeszcze kilku pałkarzy powalił na ziemię i niczym taran wbił się do gabinetu dyrektorki - jedynego miejsca gdzie okno nie było zakratowane.
- Jean-Cantal! Co ty wypraw...! - Dyrektorka upadła pod naporem szafki z książkami.
Je M'amuse zasłonił wejście drugą szafką i biurkiem, po czym otworzył okno. Jean stanął na parapecie i, zanim personel poprawczaka dobił się do środka, wyskoczył na przelatującego obok dostawczaka.
Tułaczka między ulicami i uliczkami w końcu doprowadziła go do dawnej kryjówki, mieszkania ciotki Cecylii. Co było dalej - to już wiecie.
* * *
Bar "Glitter & Gold", Paryż, Francja, 16 listopada 2041
- No... Porywczy z ciebie chłopak, co? - stwierdził Charles jednocześnie zwijając Venom of Venus.
- Myślę że się dogadamy.
- Kim wy... w ogóle jesteście?
Charles się tylko uśmiechnął pod nosem, zrobił bohaterską pozę i z dumą zawołał:
- Urgent France! Płacząca Francja. Ratunek zagrożonej władzy w czasach zagrożenia terrorystycznego!
Betty patrzyła na to z zażenowaniem.
- Też szukamy Équipe de Révolte. Możemy sobie pomóc wzajemnie, to tyle... - mruknęła.
- Jesteście jakimiś rządowcami?
- Nie. Po prostu... każdy z nas ma swoje powody. - odebrała od Grisloupa wodę wymieszaną z substancją przyśpieszającą regenerację ran. Mężczyzna zaraz zabrał się za przygotowanie porcji dla Jeana. - To jak, pomożesz nam?
- Znaleźć porywaczy Brie? - zamyślił się - Wy wszyscy macie te... Standy? Cała szóstka?
- Liczymy, że siódemka. - Charles podał mu szklankę.
Jean spojrzał na jej zawartość. Sok jabłkowy (jego ulubiony!) wymieszany z substancją, która właśnie wywołała u Betty zasklepienie się ran. Następnie spojrzał po ludziach w Strefie.
- No to siódemka.
Uniósł szklankę przy donośnym "hura!".
Nareszcie w życiu miał jakichś sojuszników.
- Myślę że się dogadamy.
- Kim wy... w ogóle jesteście?
Charles się tylko uśmiechnął pod nosem, zrobił bohaterską pozę i z dumą zawołał:
- Urgent France! Płacząca Francja. Ratunek zagrożonej władzy w czasach zagrożenia terrorystycznego!
Betty patrzyła na to z zażenowaniem.
- Też szukamy Équipe de Révolte. Możemy sobie pomóc wzajemnie, to tyle... - mruknęła.
- Jesteście jakimiś rządowcami?
- Nie. Po prostu... każdy z nas ma swoje powody. - odebrała od Grisloupa wodę wymieszaną z substancją przyśpieszającą regenerację ran. Mężczyzna zaraz zabrał się za przygotowanie porcji dla Jeana. - To jak, pomożesz nam?
- Znaleźć porywaczy Brie? - zamyślił się - Wy wszyscy macie te... Standy? Cała szóstka?
- Liczymy, że siódemka. - Charles podał mu szklankę.
Jean spojrzał na jej zawartość. Sok jabłkowy (jego ulubiony!) wymieszany z substancją, która właśnie wywołała u Betty zasklepienie się ran. Następnie spojrzał po ludziach w Strefie.
- No to siódemka.
Uniósł szklankę przy donośnym "hura!".
Nareszcie w życiu miał jakichś sojuszników.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz