Polecany post

Opowieści z Dziwnego Zachodu - Klątwa miasteczka Mill Valley

Mill Valley, Kansas, 31 lipca 1867 - "Droga do Światłości". Hm. Tak się nazywa? - zapytał Igor Bursche, nieco zgniły najemnik, ...

czwartek, 19 września 2024

Zbrodnie Arkadii: Porcelanowy Słonik - 1: Prokurator

Zbrodnie Arkadii:
Porcelanowy Słonik

Rozdział 1 - Prokurator

Biuro Prokuratury Okręgowej
Rachingam, Republika Cydonii
4 września 206

Skupienie i zręczność - to była podstawa w tej sprawie.
Kropelka potu spłynęła po młodej twarzy Faustino Whista. Mimo, że cieszył się już dwoma latami siedzenia przy tym biurku jako asystent prokuratora, z takim wyzwaniem jeszcze się nie spotkał. Drżącą ręką sięgnął po ten niesłychanie ważny papier i powoli podniósł. Przyjrzał mu się - tak, to ten. To będzie przełom w tej sprawie, która go tak męczy od tygodni...
Dryń, dryń!

- Ach!

Faustino podskoczył na dźwięk telefonu i wypuścił z dłoni waleta pik, którego właśnie podniósł z talii. Karta uderzyła w fundament kilkupiętrowego domku z kart, który Faustino właśnie układał, burząc go do cna.

- O, nie... O, nie...! - rozpaczał nad upadkiem swojego dzieła, z paniką sięgając po deszcz kart, ale niczego nie uratował. - Nieee...

Dryń, dryń!

Opanował się i podniósł słuchawkę.

- Słucham, mówi Whist - rzekł tonem telemarketera, a nie jakby właśnie stracił tygodnie pracy.

- Faustino, trafiła mi się pewna sprawa, którą chciałbym, żebyś się zajął. Wiem, że dałem ci dokumenty z naszych spraw do wypełnienia, ale zależy mi, byś zyskał nieco więcej doświadczenia w terenie, niż ostatnio. - Głos z słuchawki był niski i asystentowi prokuratora bardzo dobrze znany; należał do jego mentora.

- Ach, prokurator Zahnrad, dzień dobry! - Faustino się uśmiechnął. - Jasne, mogę się stawić. Mogę poznać adres?

- Kaltstein Straße¹ 24, hotel "Apolonia", pokój 227. Ja się tymi dokumentami zajmę. Widzimy się.

- Już jadę, prokuratorze!

Rozłączenie i odłożenie słuchawki. Faustino głęboko odetchnął. "No to do roboty", pomyślał dopijając kawę i wstając, by pozbierać karty. Dokumenty, którymi miał się zajmować, wciąż leżały na biurku, nietknięte. "Może to i lepiej, że się za nie nie zabrałem", pomyślał, chowając talię do szuflady. Wziął aktówkę i już miał wyjść, gdy postanowił jeszcze raz tylko sprawdzić w odbiciu lustrzanego szkła szafki, czy wygląda porządnie: ciemne włosy uczesane, jasna twarz gładka, jasnozielony garnitur bez skazy.

- Jak milion marek².

Puścił sobie oczko i dopiero wtedy wyszedł.

* * *

Hotel "Apolonia"
Rachingam, Republika Cydonii
4 września 206

Zielone Carlo Chase, lśniący samochód osobowy Faustino, zatrzymało się przed hotelem i młody prokurator ochoczo wysiadł i przeszedł z zatłoczonej Kaltstein Straße przez chodnik na czerwony dywan prowadzący do hotelu, napawając się wyziewami przejeżdżających miejską arterią pojazdów.
"Apolonia" trwała tu od lat pięćdziesiątych zeszłego wieku (lub nawet dłużej) i nadal trzymała się wspaniale, albowiem była pierwszym hotelem widzianym z dworca CKP³ Rachingam Główne, skąd codziennie wylewały się tysiące przyjezdnych potrzebujących noclegu. Ci, którzy zrobili zawczasu rezerwację i naturalnie mieli na to pieniądze, mogli mieć wygodny pokój hotelowy dosłownie paręset metrów od miejsca, z którego wrócą z tego wielkiego miasta do domu.
A skoro jest tu teraz policja, jak wskazywały na to radiowozy pod budynkiem oraz tony umundurowanych w środku, a teraz jeszcze prokurator i jego asystent?
Musiało się stać coś przynajmniej trochę ciekawego.

- Dzień dobry, nazywam się Faustino Whist, Prokuratura Okręgowa - powiedział z uśmiechem do recepcjonistki, pokazując plakietkę z odznaką. - Mogę się dowiedzieć, jak trafię do pokoju numer 227?

- Proszę wziąć windę na drugie piętro i po wyjściu skręcić w lewo - odpowiedziała. - To będzie drugi pokój po prawej.

- Dziękuję!

Przeciskając się przez tony gości oraz umundurowanych Faustino niestety nie dotarł do windy, wszystkie były zajęte, więc zamiast tego wybrał schody. Postukał minutkę obcasami swoich prezdonek⁴ po białym marmurze i trafił na drugie piętro, gdzie znalezienie pokoju numer 227 było zdecydowanie zbyt proste - w końcu otaczali je policjanci.

- A, Faustino! Jesteś!

To dobiegło ze środka. Strażnicy go przepuścili i wszedł spotkać się ze swoim dobrym znajomym z pracy oraz mentorem, starym prokuratorem Alastorem Zahnradem.

- Czyli zajmiesz się tym? Dobrze - powiedział mężczyzna. Jego grube wąsiska śmiesznie się poruszały przy każdym ruchu warg.

- Na pewno, prokuratorze. Ale czym, jeśli mogę spytać?

- Ach, ha, ha! Jasne, Whist, jeszcze ci zabronię.

Śmiech Zahnrada był jak grzmot. Choć z wieku spokojnie mógłby być ojcem Faustino, wąsaty mężczyzna w niczym kompletnie go nie przypominał. W kontraście do smukłego młodzika, ze swoją tężyzną fizyczną bardziej przypominał szafę noszącą kostium steampunkowego wynalazcy. Takie jego osobiste dziwactwo.
Stary prokurator naciągnął komiczne gogle na oczy i z holu z małym aneksem kuchennym i łazienką przeszli do drugiego pokoju, gdzie była sypialnia. "Była" to bardzo trafne określenie - teraz z jakiegoś powodu nie było tam nic. Żadnych mebli, żadnych ozdób. Nic poza grupą śledczych oraz martwym człowiekiem na dywanie.

- Ach... Morderstwo... - powiedział Faustino. W sumie czego innego mógł się spodziewać.

- Ty to masz bystre oko - odparł Zahnrad, kiwając teatralnie głową. - Chcę, byś towarzyszył śledczym przy rozwiązywaniu tej sprawy i nadzorował ją osobiście, przekazując mi raporty, które otrzymasz od prowadzącego detektywa wraz z własnymi. Ja będę wszystko załatwiał od strony formalnej.

- Jasne...

- A propos detektywa: poruczniku!

- Mhm - zabrzmiał nieznany Faustino mruk.

Tuż obok Zahnrada wyrósł jasnoskóry policjant o czarnych włosach i znudzonym spojrzeniu. Nie mógł mieć więcej niż trzydzieści parę lat.

- Porucznik Richard Hart, 10. posterunek, wydział zabójstw, melduję się - powiedział i zasalutował, ale zrobił to tak beznamiętnym tonem, że Faustino uznał, że najpewniej w ogóle nie ma ochoty go widzieć.

- Faustino, to jest detektyw Hart. Poruczniku, to jest prokurator Faustino Whist, mój asystent. Będzie panu towarzyszył w śledztwie i to przed nim ma pan odpowiadać najpierw - wyjaśnił Zahnrad.

- Miło pana poznać. - Faustino wystawił dłoń do uścisku.

- Również - odparł detektyw, ściskając mu dłoń. Jego twarzy nie przeszedł nawet cień sympatii.

- No. To poruczniku, wtajemnicz naszego nowego kolegę w sprawę, a ja pójdę zapalić.

- Mhm. - Hart pociągnął łyka kawy z termosu, a Zahnrad zostawił ich samych. - Jeżeli pan też chce zapalić, to proszę się nie krępować, zniknął również wykrywacz dymu.

- Och? - Faustino to zastanowiło, ale nie to było sednem pytania detektywa. - Nie, dziękuję, palę tylko na specjalne okazje.

- No to rozwiązanie tej sprawy może być jedną z nich, bo przyznam panu z góry szczerze, że nic mi sensownego nie przychodzi do głowy.

- No to pomyślimy razem. Tylko czy mogę poznać szczegóły?

- Tak. Ahem...

Hart odwrócił się w stronę trupa na środku pokoju. Biały mężczyzna o ciemnych włosach i wątłym zaroście leżał z podkurczonymi nogami na środku pustego pokoju, z rękoma wystawionymi daleko w przód, jak przy modlitwie⁵, ale z głową przekręconą zdecydowanie za daleko w tył. Udręczona twarz zmarłego wpatrywała się w sufit zza pękniętych okularów. Był ubrany w biały szlafrok.

- Ten pan to Edward Wexler, lat 33, programista. Jak pan widzi, prokuratorze, nie żyje.

- Istotnie.

- Ma skręcony kark.

- Och?

- Mhm. Potrzebowaliśmy trzech koronerów, by to potwierdzili.

- Czyżby?

- Nie. Żartuję. - Detektyw Hart nadal miał równie znudzoną twarz co przedtem. - Ale żarty na bok. Został zamordowany, bez wątpienia, a jego ciało zaaranżowano.

- Ewidentnie...

- Autopsja dopiero się odbędzie, ale wstępnie wygląda na zwykłe skręcenie karku. - Policjant się zamyślił. - Cóż, na tyle zwykłe, na ile może być wykręcenie go o 180 stopni.

Faustino pokiwał głową z podziwem.

- Jego ciało pokrywają ślady odcisków palców, nie jego własne oczywiście, które znaleźliśmy też na różnych powierzchniach w tym pokoju. Na jego szlafroku też są, a jest hotelowy, więc ktoś mu go musiał założyć. Ciało po nałożeniu na nie ciuchu zdecydowanie przesuwano.

- Mieszkał w tym pokoju z kimś?

- Nie do końca. W dużym skrócie sprawa wygląda tak: jeszcze wczoraj był tu zwykły gość i zwykły pokój, dzisiaj jest tu trup i pusty pokój.

- Hm. Jak długo tu mieszkał?

- Ha - powiedział Hart, biorąc łyk kawy. - I tu się pojawia najlepsza zagadka, prokuratorze.

- To znaczy?

- Ofiara nie jest i nigdy nie była zarejestrowana jako gość tego pokoju, ani nawet hotelu. Nie istnieje żaden związek między hotelem "Apolonia" a Edwardem Wexlerem.

- Huh... - Faustino z podniesionymi brwiami popatrzył na wykrzywioną twarz ofiary. - To rzeczywiście ciekawostka przyrodnicza. W takim razie co on tu robi?

- Świetne pytanie, prokuratorze, bardzo dobre. - Detektyw Hart pokiwał głową. - Obecnie tu klęczy i czeka na przewiezienie do prosektorium.

Faustino ukląkł koło martwego Wexlera i zaczął go oglądać.

- Jakoś musiał tu trafić. To szlafrok hotelowy, zgadza się? Pod spodem jest nagi... I posiniony... Czyli ktoś musiał mu go założyć. Może morderca... Jak długo był w tym hotelu?

- Nie wiem.

- A jak doszło do znalezienia ciała?

- Woli pan dłuższą czy krótszą wersję?

- Krótszą.

- Ciało odkrył menadżer hotelu dziś o 11:47.

- Trzy godziny temu... Teraz proszę dłuższą.

- Choć ofiara nie jest gościem hotelowym, właścicielka tego pokoju już jest. Rachela Rachingam, jak się zapisała w księdze gości, mieszkała w tym pokoju od wczoraj, godziny 17:00. Weszła tu ze swoim bagażem i mężczyzną w czarnym kapeluszu, po czym się tutaj zamknęli.

- Mieli rezerwację?

- Nie, ale akurat tego dnia wyrzucono innego gościa z tego pokoju, więc był spontanicznie zwolniony. Kontynuując, przez noc obsługa hotelu kilka razy otrzymała zgłoszenia skarg na hałasy dochodzące z tego pokoju, ale nikt nie interweniował ze względu na kategoryczny zakaz wchodzenia do pokojów z zawieszką "nie przeszkadzać".

- To nie brzmi rozsądnie.

Porucznik wzruszył ramionami.

- Hałasy ustały do rana, ale pokój był zamknięty na klucz non-stop aż do 11:47, gdy wreszcie interweniował menadżer hotelu, gdy zobaczył na nagraniach z kamer, że drzwi nie otworzyły się, ani nawet nie drgnęły ani razu od zameldowania Racheli i jej towarzysza. Otworzył drzwi kluczem uniwersalnym, a pokój okazał się pozbawiony wszystkich mebli z sypialni oraz oryginalnych gości, a zamiast nich na środku klęczał denat, tak, jak teraz go widzimy.

- Rachela Rachingam... To nie brzmi jak prawdziwe imię.

- I nie jest, prokuratorze. Nie ma jej w żadnej bazie danych. Poza tym oprócz szlachetnych rodów nikt współcześnie nie ma nazwy miasta za nazwisko. "Rachela Rachingam" to tylko jedno z tych popularnych aliasów, jak John Smith czy Jan Kowalski.

- To jak się zapisała do hotelu? Nie musiała użyć dowodu osobistego?

- Recepcjonistka mówi, że użyła, więc obstawiam fałszywkę.

- Mhm... Więc rozumiem, że dotychczas nie udało się jej namierzyć?

- Ani śladu.

- A wiemy, kim był jej przyjaciel?

- Nie wiemy nic, prokuratorze.

- Nie musiał się rejestrować z dokumentem?

- Hotel zezwala na przyjmowanie gości przez klientów na jedną noc bez rejestracji.

- Hm, hm, hm...

Faustino nadal klęczał nad Edwardem Wexlerem, drapiąc się po brodzie. "Co ty robisz w tym hotelu, kolego?", myślał.

- Kiedy przybyła policja?

- Około 12:10.

- Rozumiem... W jakim stanie znajdowało się miejsce zbrodni?

- Podobnym jak teraz. Sypialnia opustoszała, trup na środku, drzwi otwarte przez menadżera hotelu.

- Zeznawał coś?

- Jeszcze z nim rozmawiamy, ale wygląda na to, że nic nie dotykał od wejścia, on ani nikt inny.

- Czyżby...

Detektyw Hart stał oparty o framugę drzwi i popijał kawę z termosu. Fotograf policyjny poprosił Faustino o odsunięcie się i z oślepiającym błyskiem zrobił ciału kolejne zdjęcie.

- Czy powinienem coś jeszcze wiedzieć? - zapytał Faustino.

- Jeszcze dwie rzeczy - powiedział detektyw. - Jedną może pan zobaczyć sam, jeśli się pan odwróci.

Faustino poddał się sugestii i spojrzał za siebie - tam były okna, zza których jasne niebo późnego lata przysłaniały budynki mieszkalne, a pod spodem zielenią błyszczało patio hotelu. Wszystkie okna zamknięte i zablokowane... poza jednym...

- Tamto okno jest otwarte. - Faustino wskazał okno po prawej. - Znaczy zamknięte, ale nieuszczelnione, klamka wskazuje godzinę trzecią, nie szóstą. Można nim łatwo manipulować z obu stron.

- Tak, to jedna rzecz. Drugą znaleźliśmy w kącie pokoju, gdzie zazwyczaj powinna stać szafka.

Detektyw wskazał omawiany róg, a Faustino tam podszedł. Oznaczona jako dowód numer 3 stała tam biała figurka małego słonika z porcelany, pomalowana w kolorowe kwiatki na głowie i bokach.

- Porcelanowy słonik?

- Dokładnie, prokuratorze. To element wystroju każdej sypialni na tym piętrze w hotelu. I to jedyna rzecz oprócz dywanu, która nie zniknęła z tego pokoju.

* * *

Hotel "Apolonia"
Rachingam, Republika Cydonii
4 września 206

Detektyw Hart postanowił również zapalić, więc razem z Whistem zeszli pod hotel, gdzie cygaro pykał prokurator Zahnrad. Otoczony przez dym Faustino nie mógł się skupić, dlatego odsunął się parę metrów, póki nie skończyli.

- Edward Wexler... - mruknął, przerzucając między palcami parę kostek do gry, które zawsze przy sobie nosił. - Co wiemy o tym mężczyźnie, poruczniku?

- Niewiele, panie Whist. Urodził się 24 września 172 i pochodzi z Enzheimen, pracował dla Maximus Inc. jako programista.

- Maximus? Ciekawe... - Zbiegiem okoliczności w tej samej wielkiej korporacji budowlanej pracowała też żona Faustino. - Jak go zidentyfikowano?

- Jeden z pokojowych chodził z nim na siłownię, rozpoznał ciało. Wspomniał o tym, że pracuje dla Maximusa, resztę danych otrzymaliśmy od nich.

- Ma jakąś rodzinę? Została poinformowana o śmierci?

- Według zeznania pokojowego Wexler miał żonę, z którą mieszkał w południowym Sudfeld, na Helios Straße. Nadal czekam na dokładny adres i dane żony.

- Pokojowy miał jeszcze jakieś wartościowe zeznania? - Zastukały kostki Faustino.

- Żadnych, prokuratorze.

- No to sprawa jest jasna, czyż nie? - odezwał się Zahnrad. - Trzeba wam pojechać na Helios Straße i porozmawiać z żoną. Na pewno w tym czasie otrzymacie szczegóły.

- Mhm. - Porucznik nacisnął mocniej czapkę. - Tam jest mój radiowóz, prokuratorze.

- Ja się w tym czasie zajmę papierkową robotą, a tobie, Whist, przyda się doświadczenie w terenie. - Choć jego zęby były niemal żółte od lat palenia, w kontraście do czarnej skóry Zahnrada zdawały się błyszczeć, gdy się uśmiechał.

- Tak jest, szefie.

Faustino się upewnił, że pozostawienie jego ukochanego Carlo Chase na parkingu hotelu będzie bezpieczne, po czym wsiadł do radiowozu porucznika Harta i razem ruszyli w stronę dzielnicy Sudfeld.

* * *

Helios Straße
Rachingam, Republika Cydonii
4 września 206

- Robił pan to już kiedyś, prokuratorze? - odezwał się nagle detektyw Hart, gdy stali na światłach skrzyżowania Helios Straße z Mundi Straße.

- Co takiego robiłem?

- Dostarczał złych wieści.

- Tak ogólnie mi się zdarzało, ale... - Faustino zamyślił się. Wyobraził sobie samotną panią Wexler czekającą na męża w mieszkaniu. A oni właśnie jadą z informacją, że już go nigdy nie zobaczy. - ...Ale chyba nie na taką skalę.

- Mhm. To jedna z najtrudniejszych rzeczy dla policjanta. Miałem nieprzyjemność robić to kilka razy za czasu, gdy byłem stójkowym.

- Ale teraz musimy przesłuchać żonę...

- Zgadza się.

Cisza. Światło nadal było czerwone.

- Ma pan rodzinę, poruczniku? - zapytał Faustino, przerzucając kostki. Detektyw chwilę milczał, ale odpowiedział.

- Mam przyjaciela, który wisi na mnie i zachowuje się jak domowy pies. Ale poza tym jestem raczej sam. Mam rodziców, jeżeli o to chodzi.

- Rozumiem, rozumiem...

- A pan?

- Ach... - Faustino się uśmiechnął. - Nawet dużą. Mam brata, mam żonę, a wkrótce zostanę też ojcem.

- O proszę. - Detektyw kiwnął głową. - Chłopiec czy dziewczynka?

- Poprosiliśmy lekarza by nam nie mówił, ale jeżeli to chłopiec, to nazwiemy go Aaron, a jeśli dziewczynka, to Ariel.

- Ładnie. - Mimo sympatycznych słów porucznika jego mina była niezmiennie znudzona. A jednak Faustino nie czuł tego w jego tonie; czy detektyw po prostu zawsze tak wyglądał?

Błysnęło zielone światło, radiowóz ruszył i skręcił w Helios Straße. Ulica wyglądała jak większość w północnym i zachodnim Rachingam, szczególnie właśnie w dzielnicach Sudfeld i w Nordfeld - kilkupiętrowe kamienice sprzed dobrych stu lat remontowane co najmniej trzy dekady temu, jeśli nie więcej, stojące po dwóch stronach brukowanej ulicy, oddzielone od niej tylko szerokim na parę metrów chodnikiem oraz zaparkowanymi na nim samochodami.

- Teraz gdzie jest dom numer 26... - mruczał Hart, rozglądając się. Mela Wexler, żona ofiary, miała mieszkać właśnie w tym bloku, w mieszkaniu 9. - Zatrzymajmy się tu.

Zaparkował radiowóz na chodniku i razem z Whistem wysiedli. Pod jedną z bram dwóch małych chłopców, nie więcej niż jedenaście lat obaj, kopało między sobą piłkę nożną - Richard podszedł do jednego z nich.

- Dzień dobry, chłopczyku - powiedział - nazywam się Richard Hart.

- Mama nie pozwala mi rozmawiać z obcymi... - Chłopiec złapał piłkę i przycisnął do siebie.

- Rozumiem, bardzo mądrze. Ale zobacz, jestem policjantem - pokazał mu odznakę - i potrzebuję twojej pomocy. Czy powiesz mi, gdzie jest dom o numerze 26?

- Hmm... - Chłopiec myślał. - Mhm!

I wskazał palcem blok po drugiej stronie ulicy. Rzeczywiście, choć tabliczka nad bramą była bardzo zatarta, pokazywała numer 26.

- Dziękuję, młody obywatelu.

Richard kiwnął głową i skierowali z Faustino kroki pod bramę. Akurat ktoś z niej wychodził, więc weszli na ciemną klatkę i zaczęli się wspinać po skrzypiących schodach, wypatrując na kolejnych piętrach mieszkania 9. Zobaczyli je dopiero na czwartym piętrze, na lewo od wejścia na strych.
Richard zapukał.

- Oby była w domu... - powiedział Faustino, ściskając kostki w kieszeni.

- Mhm...

Zastukały kroki i odsunęła się klapka wizjera. Ktoś na nich spojrzał przez drzwi, po czym je otworzył - dość dosadnej budowy kobieta o mysich włosach i pąsowych policzkach, które przypominały róże wyrastające z jasnej twarzy.

- Pani Mela Wexler? - zapytał Richard, zdejmując czapkę.

- Nie... - odparła kobieta.

- To z kim mamy przyjemność? - Faustino zmarszczył brwi.

- A państwo to...?

- Porucznik Richard Hart, Komenda Miejska Policji Rachingam - pokazał jej odznakę - a ze mną jest prokurator Faustino Whist. Szukamy Meli Wexler, to jej mieszkanie?

- Tak, ale... Meli nie ma. Umarła miesiąc temu.

Ciąg dalszy nastąpi...

----------

¹ Straße - Republika Cydonii jest krajem (z naszej perspektywy) niemieckojęzycznym z pewnymi domieszkami angielskiego, stąd użytek niemieckiego nazewnictwa m. in. przy nazywaniu ulic.

² Marka cydońska - Oficjalna waluta w kraju.

³ CKP - Cydońskie Koleje Państwowe.

Prezdonki - Buty typu presdon, nazwane po mieście Presdon w Republice Glasnevin. Z naszej perspektywy to oksfordki.

Modlitwa - Modlitwa w abbainizmie, największej religii Cydonii, wymaga klękania na ziemi i przyciskania do niej czoła, najczęściej wystawiając ręce przed siebie lub kładąc je po bokach głowy. Taką pozę ma ofiara, jedynie głowa jest przekręcona w złą stronę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz