Polecany post

Opowieści z Dziwnego Zachodu - Klątwa miasteczka Mill Valley

Mill Valley, Kansas, 31 lipca 1867 - "Droga do Światłości". Hm. Tak się nazywa? - zapytał Igor Bursche, nieco zgniły najemnik, ...

środa, 28 grudnia 2022

Danganronpa: Hope Noir Rozdział 1.4 - Tego, co nieznane

 


4 września 2010?, HPEBS
Sala sądowa

Winda zatrzymała się gdzieś głęboko pod ziemią, bo jazda trwała dobrą minutę. Piętnaście osób - tyle wyszło do małego holu, gdy tylko drzwi windy się rozsunęły. Piętnaście, bo jednej już z nami nie było...

- To... tutaj ma być Sąd? - Elle rozglądała się po pokoiku.

Był niewielki, musieli się ściskać ramię w ramię, ale poza tym było dość przytulnie. Ceglane ściany, brązowa kanapa, zielona roślinka w doniczce obok niej, na ścianie wisiał obraz przedstawiający Funyarinpę, wszystko oświetlało ciepłe światło lamp na suficie. Na ścianie naprzeciwko drzwi windy, które już się zamknęły, były drugie drzwi - właściwie niemal wrota, tak duże były, wyłożone miękkim, czerwonym materiałem.

- Chyba nie... Za ciasno tu jest, och - stwierdził Oscar.

Wtem usłyszeli kliknięcie. Brenda nacisnęła klamkę czerwonych drzwi.

- Ej, gromada! - Zaczęła je uchylać. - To chyba tu...

Gdy zaczęli się przelewać przez karmazynowe wrota, natychmiast oniemieli z wrażenia. Dopiero TO była sala sądowa - wysokie, ośmiokątne pomieszczenie, którego sufit tonął w ciemności. Nisko zawieszone reflektory rzucały promienie ciepłej żółci na czerwone kotary rozwieszone na ścianach pomiędzy granatowymi filarami o złotych zdobieniach (były na nich zamontowane wyłączone monitory) i na podłogę pokrytą kafelkami na wzór czarno-białej szachownicy. Na samym środku pomieszczenia stał okrąg składający się z drewnianych ławek, przy których zapewne mieli stanąć. Nawet na pewno - każda miała na sobie małą wizytówkę z nazwiskiem osoby, do której należało miejsce.
Arthura zlał zimny pot - zobaczył nazwisko "Pohl" przy jednym ze stanowisk. Kiedy wszyscy zajęli przypisane sobie miejsca, zauważył, że stoi z Gabrielle po lewej i Kazimirem po prawej. "Dobrze, dobrze...", pomyślał. "Zawsze to jakieś miłe twarze... Mam nadzieję...".
Miejsce między Klaudią a Inge, kilka miejsc na lewo od Arthura, było puste. No, "puste" to złe słowo, bo coś tam było - drewniany stojak, do którego przybite było zdjęcie twarzy Jamesa z czerwonym znakiem X namalowanym niedbale na wierzchu. Gdyby zmarł ktoś zamiast niego, to pewnie on by tu stał...

 Gdyby zmarł ktoś zamiast niego, to pewnie on by tu stał

- Czy jesteście gotowi? - rozebrzmiał skądś głos. Wysoki, denerwujący głos. - Czy jesteście gotowi na gwóźdź programu?!

- Nie pierdol, Kuma! - krzyknęła Brenda. - Pokazuj się i jedziemy z tym cyrkiem!

- Jak sobie życzysz, panienko O'Kładam! Puhuhuhu... BU!

Brenda wrzasnęła ze strachu, gdy błyskawicznie tuż za nią otworzyła się klapa w podłodzie i na ruchomym podeście wysunął się wysoki, złoty tron, na którym siedział nie kto inny jak dyrektor Monokuma. Rozejrzał się po sali, zatarł łapki i zaczął mówić:

- Ach, tak, tak! Co za wspaniałe uczucie ciszy przed rozpaczliwą burzą, jaką będzie pierwszy Sąd Klasowy! Z całego mojego niedźwiedziego serca kocham to uczucie, widząc piętnaście przerażonych buzi, które wkrótce zmierzą się w słownej bitwie na śmierć i życie! Czy to nie ekscytujące?! Też się nie możecie doczekać?

Nikt mu nie odpowiedział.

- Nikt? Kompletnie? - Podrapał się po łebku. - Rany, co za brak entuzjazmu! Więcej życia! Więcej! Nie zostało wam go dużo! Agh, tacy jak wy to zmora obecnego pokolenia. Trudno, sam się będę cieszył. A teraz przejdźmy do krótkiego objaśnienia zasad Sądu...

Monokuma wstał i odchrząknął.

- Używając logiki, dowodów i argumentów macie się wykłócać kto, sądzicie, jest tym brutalnym zabójcą. Gdy uznam, że to już pora, nastąpi czas głosowania i każdy z was odda jeden głos na osobę, którą uważa za Winnego lub Winną! Jeżeli większość wskaże poprawnie, oczywiście tylko Winny otrzyma swoją karę. Ale, ale... jeżeli klasa wskaże Winnego niepoprawnie albo w ogóle, karę otrzyma każdy POZA Winnym! To zakończy naszą piękną Zabójczą Wymianę Uczniowską i ostatni żywy zostanie zwycięzcą! A już dobrze wiecie, jaka nagroda czeka zwycięzcę... Toteż nie przedłużajmy, klasa gotowa? Winny gotowy? Niechaj rozpocznie się pierwszy Sąd Klasowy!

Wszyscy rozejrzeli się po sobie.

Wszyscy rozejrzeli się po sobie

- N-Nigdy nie byłam na żadnej rozprawie

- N-Nigdy nie byłam na żadnej rozprawie... Od czego zacząć...? - Gabrielle kuliła się na swoim miejscu.

- Z takimi śmieciami jak mordercy to trzeba krótko! - Brenda już chyba się otrząsnęła z szoku Monokumy wyskakującego tuż za nią, bo wymachiwała pięścią, opierając się o swoją ławkę. - Przyznać się, kto zabił Jamesa?! Albo wyjebię każdemu z was, może się Winny przy okazji trafi!

- Powodzenia w walce z nim... - Klaudia rzuciła okiem na Kazimira.

- Nie liczy się rozmiar, liczy się duch! - To nie odebrało Brendzie animuszu. - Gadać! Kto to był?!

- W ten sposób na pewno nie dojdziemy do prawdy... - Elle drapała się po brodzie.

- Dawaj, Arthur! Ty piszesz te swoje kryminały, nie? Na pewno już coś masz! Kto jest Winnym?

- Jak już mówiłem, to nie takie proste. Przeprowadziliśmy dopiero wstępne śledztwo, prawdę trzeba dopiero odkopać - stwierdził zgodnie z prawdą.

- Pft, samo założenie, że ten pisarczyna coś umie, jest komiczne... Nie jest detektywem, tylko pisarzem! Nie mogę zrozumieć, czemu ciągle jest zakładane, że ma jakieś większe umiejętności w tej kwestii - mruknął Gianluca, jednak został zignorowany.

- Czyli nic nie wiesz? - dołożył zamiast tego Veikko.

- Nic, przynajmniej na razie.

- A więc ostatecznie jesteś tu kompletnie niepotrzebny.

- Ej, ej, bez takich! - Samantha podniosła ręce uspokajająco. - Też brał udział w śledztwie, więc jest tak przydatny, jak każdy z was!

- Klaudia nie brała udziału - przerwał jej Kazimir - nie wie niemal nic o sprawie i nie ma żadnych dowodów. Czy to ją czyni nieprzydatną?

- Klaudia?! Czemu nie pomagałaś w śledztwie? - zapytała Elle.

- Ja... Um... No, słaba w to jestem, no... - Dziewczynka się zmieszała. - Przeszkadzałabym tylko...

- Jeszcze nie wiemy, czy ktoś nie będzie potrzebował alibi. W takiej sytuacji Klaudia może stać się kluczowym świadkiem - wypunktowała Catherine z neutralnym tonem głosu.

- N-No, właśnie! Właśnie tak.

- To może zacznijmy od zebrania wszystkich dowodów i ich omówienia? - Dla Arthura nadszedł czas zabrania się do sprawy. - Dowiemy się na czym stoimy i będziemy mogli zacząć wyciągać wnioski.

- O mój Boże, co za strata czasu. Zawsze jesteś takim idiotą, czy tylko teraz cię tak zaćmiło? - Ni stąd ni zowąd odezwała się Floryka, zakładając ręce.

- Co tam szepczesz, Floryka? - Ta suka. Że w ogóle ma ochotę się angażować!

- Mówię głośno i wyraźnie! Nie mogę być chyba jedyną w tej bandzie, która nie jest tumanem i zauważyłam, że wszystkie zarejestrowane przy śledztwie dowody są zapisane w E-Handbookach, w specjalnej zakładce?

Podniosła swój sprzęcik i pokazała wszystkim otwartą zakładkę notatnika "Dowody", w której pod specjalnymi notkami zapisane były opisy znalezionych śladów i czasem ich zdjęcia. Arthur zobaczył na swoim dowody, których zdjęć i notatek nie robił, czyli to pewnie był połączony zbiór z wszystkich urządzeń. A więc taka była natura tego "notatnika"...

- Poza tym nie mówcie mi, że jesteście tak ślepi i nie widzicie, że mordercę macie praktycznie na talerzu - dokończyła Floryka.

- Czyżby?

- Czyżby, Pohl! - zaczął swoje Gianluca. - Rzeczywiście trzeba być idiotą, by tego nie widzieć na pierwszy rzut oka... Tyle wskazówek na miejscu zbrodni, nie wspominając o idealnym motywie.

- No to mnie oświećcie, państwo śledczy.

- Co za osioł. Oczywiście, że chodzi o Catherine! - Floryka podniosła oskarżycielski palec w stronę Superlicealnej Superzłoczyńcy. - Są arcywrogami od kilku lat, jeszcze zanim przyjechaliśmy do tej szkoły. Rozbicie grupy na dwa obozy, którym oboje przewodzili, z pewnością skłoniłoby ją do zabójstwa i zwycięstwa jej grupy, która chce uciec ze szkoły bez walki z Mistrzem Gry!

- Hah! To dobre! - Monokuma aż podskoczył na wieść o chęciach ucieczki.

- A to nie wszystko! Jasno widać, że rudzielec przed śmiercią zostawił po sobie wiadomość! Spójrzcie na ekran! - Na jednym z ekranów na granatowo-złotych kolumnach wyświetliło się zdjęcie krzesła, które Arthur przed chwilą widział wśród dowodów w E-Handbooku. Pewnie miały opcję łączenia się z tym telewizorem... - Zrobiłam to zdjęcie w kuchni. Widać na nim rękę martwego Jamesa i krwawy napis "CAT". Rozumiesz, do czego zmierzam, czy twój zmatolony mózg nadal tego nie pojmuje? Catherine, masz coś na swoją obronę? Nie? Wiedziałam.

 Rozumiesz, do czego zmierzam, czy twój zmatolony mózg nadal tego nie pojmuje? Catherine, masz coś na swoją obronę? Nie? Wiedziałam

- ... - Catherine patrzyła tylko pusto na zdjęcie.

- Hej, Cat, powiedz coś... - pisnęła cicho Klaudia.

- ...Samo to zdjęcie jest dobrym dowodem, że oskarżenie Floryki jest bezpodstawne - odezwała się w końcu Brytyjka.

- Och, tak twierdzisz? Jak zamierzasz to udowodnić?

- W zasadzie... Wygląda dość przekonująco... - Gabrielle też się zapatrzyła w ekran ze zmartwioną miną. - Napis jest dość krzywy, ale nie wyobrażam sobie tak nie pisać na chwilę przed śmiercią...

- No i James też nie był świetny w kaligrafii, co nie? - powiedział Oscar. - Każdy autograf Lazurowego Grzmotu wyglądał jak kury pazurem.

- Jego palec nawet nadal jest obok - dodał Alfred - chociaż coś mi tu nie gra.

- Co ci nie gra, tłumoku?! Wszystkie elementy układanki pasują! Z napisem wszystko w porządku! - Floryka nie dawała za wygraną.

- To nieprawda.

Floryka spojrzała na Arthura

Floryka spojrzała na Arthura.

- Hę?

- Mówię, że kłamiesz. - Zuch chłopak. - Z napisem jest coś bardzo nie w porządku, na tyle, że jestem skłonny zgodzić się z Catherine o bezpodstawności oskarżenia.

- O czym on-? - zaczął Gianluca, ale Floryka mu przerwała.

- Stul pysk. Jaki ty i ten niedorobiony gejowski reżyserzyna macie problem?!

- N-Niedorobiony...? - Alfred był niepocieszony.

- A taki! - Arthur wskazał na ekran. - Przyjrzyj się dobrze i pomyśl, a się przekonamy kto z nas ma zmatolony mózg, Floryka. Pomyśl o pozycji, w jakiej James podobno pisał te litery.

Floryka zaczęła się ostro przyglądać zdjęciu. Kawałek krzesła, ręka Jamesa, tak... Napisane krwią litery... C... A... T...
Rumunka zbladła.

- Widzę, że teraz nadążasz.

- A-Arthur... O co chodzi? Chyba nie rozumiem... - Podniosła rękę Gabrielle.

- Pozycja, w jakiej siedzi James, sugeruje, że gdyby rzeczywiście pisał te litery, to widzielibyśmy je do góry nogami. Widać je jednak jasno i klarownie, w dobrą stronę, jakby je napisał tak, by było je widać od wejścia. Z jego perspektywy są do góry nogami. Kto by to robił, wiedząc, że zaraz umrze?

- A jak nie wiedział, że umrze? - zapytał Oscar.

- Lub był w innej pozycji pisząc to? - dodał Veikko.

- Był skrępowany sznurem, to drugie odpada. A co do pierwszego, po co by wtedy pisał jej imię?

- Phi! Pewnie napisała to sama, właśnie byś doszedł to tego wniosku. - No tak, to Floryka. Musi mieć ostatnie słowo. - Nijak jej to nie oczyszcza!

- Każdy miał możliwość zabicia go i napisania jej imienia, Floryka - skontrował ją Kazimir. - Sama Catherine, ja, nawet ty. Obecnie jest tak samo podejrzana jak każdy z nas.

- Poza tym jest jeszcze jedna rzecz... - Arthur wyświetlił inny dowód na ekranie. - Spójrz do Pliku Monokumy #1, na drugą stronę. Widzisz czas śmierci?

- P-Pierwsza dwadzieścia siedem... I co z tego? Wszyscy wtedy spali, nie powiesz mi chyba, że ma alibi! - Superlicealna Szczęściara zaczynała się trząść. - Co ty jesteś, obrońca uciśnionych?

- Nie chcę zostawiać żadnych niejasności, mimo wszystko nasze życia są teraz zagrożone. Zajrzałabyś na swoją świętą listę dowodów w E-Handbooku, mistrzu spostrzegawczości, to byś wiedziała. Ale skoro nie, to możesz równie dobrze dowiedzieć się sama. Brenda!

- Hm? - Brenda zdawała się przykuwać chociaż minimum uwagi do rozprawy, ale chyba rzeczywiście tylko zdawała, bo wyglądała jak wyrwana ze snu.

- Powiesz jej... No... to co mówiłaś mi wcześniej. O Catherine i gekonach.

- Eee... O! O tym co było w nocy? Tak, więc, uch... Nie chcę nic pokręcić...

- "Nie krępuj się." - Inge nadal miała swój notatnik i ołówek.

- Jasne... Tak, obudziły mnie w nocy straszne hałasy i szamotanina. Było dziesięć po pierwszej, wiem, bo patrzyłam na swój zegarek. No i okazało się, że Sean, Fergus i Harvey postanowili zrobić sobie parę spacerek po jej łóżku. - Gekony zaraz wysunęły się spomiędzy kudłów na głowie Brendy i stanęły na jej ramieniu.

- Nie trzymasz tych potworów w klatce?! - Floryka chwyciła się za pierś i cofnęła z obrzydzeniem.

- TO NIE POTWORY, TO CUDOWNE STWORZONKA KTÓRE KOCHAM CAŁYM SERCEM! - Brenda wybuchła. - Poza tym, jak już je gdzieś trzymać, to w terrarium, a nie klatce, by zapewnić im odpowiednią temperaturę. Ale ta trójeczka to mądrzy i grzeczni chłopcy, sama ich wychowałam, dlatego ich puszczam wolno!

"Jak ty je wychowałaś, to nie podejrzewałabym ich o grzeczność...", pomyślał Arthur.

- Odezwał się w niej Superlicealny Herpetolog... Fascynujące...! - Alfred z kolei był oczarowany.

- Mniejsza o to. Catherine się ich najwyraźniej boi, więc wyszła z tego niemała szamotanina. Dopiero koło 1:30 zgasiłyśmy światło i poszłyśmy spać, gdy ja zamknęłam chłopców w moim laboratorium, a Cat się uspokoiła. Cały czas była ze mną, a ja z nią.

- To się zgadza - potwierdziła Catherine.

- A więc obie macie alibi. Żadna z was nie mogła zamordować Jamesa... - Kazimir uśmiechnął się pod nosem.

- Pod warunkiem, że nie współpracowały - mruknął Gianluca.

- Ta jest... Słucham?! - Brenda uderzyła w ławkę.

- Nie współpracowałyśmy - powiedziała Catherine - bo obie byłyśmy w pokoju całą noc, by spać.

- Wspaniała historia, 9/10. Tylko jednego mi brakuje do dziesiątej gwiazdki: dowodu!

- A ty? Skąd w ogóle ten pomysł? - Alfred wskazał na krytyka. - Czemu miałyby współpracować?

- Hm... Pamiętasz nasz pierwszy poranek tutaj? - zaczął wspominać Arthur. - Floryka podejrzewała mnie, Oscara i Kazimira o zatrucie kanapek. Wtedy wpadł Monokuma, ogłaszając, że Winnym może być tylko ta osoba, która zadała śmiertelny cios. Krótko mówiąc: tylko jedna.

- Aaa, racja... Ucieknie zaledwie jeden z nas... - Alfred lojalnie potwierdził historię.

- To w jakiś sposób okrutne, Monokuma. - Włoch się oburzył. - Odbierasz sobie tym szanse na najciekawsze morderstwa, bo nikt nie będzie chciał z nikim współpracować!

- Kto by pomyślał... Superlicealny Krytyk negatywnie oceni nawet moją własną morderczą grę... A myślałem, że to ja mam tu być tym niemiłym! - Monokuma zapłakał.

- Kh!

- No dobrze. Catherine, Brenda. - Arthur zwrócił się do dziewczyn z pokoju 6. - To was stawia przed decyzją: jeżeli współpracowałyście, teraz już wiecie, że ta, która go nie zabiła, zginie, jeśli Winna zwycięży sąd. Teraz jest więc wasza szansa na wydanie tej drugiej!

- ...

- ...

- ...Pod warunkiem, że współpracowałyście. No więc słucham - czy macie powód, by ratować sobie skórę i skończyć rozprawę?

- Nie.

- Oczywiście, że nie, co to za durnowaty pomysł!? James nam pomagał przez cały czas, jaki go znaliśmy, żadna z nas nie miała dobrego powodu, by go zabić! A przynajmniej nie ja, więc bym jej nie pomagała. Ile razy mam powtarzać, że zapewniamy sobie to cholerne alibi?!

- I tyle mi starczyło. Dziękuję. - Arthur zakończył sprawę.

- Myślę, że możemy już że spokojem stwierdzić, że obie są godne zaufania w tej kwestii - podsumowała Samantha. - Prawda, Floryka? Gianluca?

- Pff...

- Ugh...

- Ale w takim razie... Co teraz? - zapytała Elle.

- "Skoro to nie Catherine, to straciliśmy szlak." - napisała Inge.

Chwilę panowała cisza, przerywana tylko strzelaniem knykci Brendy, drapaniem się po plecach Alfreda, piłowaniem paznokci Floryki i innymi takimi. Arthur intensywnie myślał.

"Od której strony to ugryźć?"

Mamy ciało. Mamy czas śmierci. Mamy obrażenia. I mamy alibi.

"Nic mi to nie daje... Żadnego punktu zaczepienia."

I tu się mylisz! Wiesz, że Catherine i Brenda to nie jedyne osoby, które mają alibi. Przypomnij sobie.

"Ale..."

Arthur nie wiedział, jak bardzo mu się to zaraz przyda.

"Czekaj, o czym ty...?"

- A ja mam inny pomysł! Popatrzcie! Posłuchajcie! Jesteście gotowi? - Oscar zaczął podskakiwać i machać rękoma.

- Tak! - pisnęła Gabrielle.

- Do rzeczy.

- A co jeśli, posłuchajcie tego... winny jest Monokuma!

Znów zapanowała cisza. Monokuma poprawił swoje puchate siedzenie na wysokim tronie i zaczął się lepiej przysłuchiwać Hiszpanowi.

- No co? To ma sens. W końcu to on tak bardzo chciał zacząć tę grę, nie my. Każdy z nas sobie słodko spał, chyba że nazywał się señorita Catherine lub Brenda, a w tym czasie Monokuma porwał Jamesa i brutalnie odebrał mu jego piękne, nierozpalone jeszcze miłością życie, by następnie wrobić w to kogoś z nas i zacząć swoją grę!

- Nie przypominam sobie, by w nocy w naszym pokoju był Monokuma... - mruknął Kazimir, gryząc końcówkę długopisu.

- Spałeś wtedy? - Oscar podskoczył i wskazał Rosjanina palcem.

- No, nie zaprzeczę, ale... chyba bym usłyszał, prawda?

- James się skarżył, że chrapiesz. Założę się o swój żel do włosów, że byś nie słyszał! - Oscar rozłożył ręce, po czym błyskawicznie przyłożył je do głowy i przeleciał palcami po idealnie lśniącej fryzurze.

- Uh... Um...

- Oscar, czy mógłbyś... mógłbyś nie robić takich teatralnych póz? Rozpraszam się... - poprosiła cicho Samantha.

- A ja też tak chcę! Woohoo! - Klaudia też podskoczyła i zaczęła wymachiwać rękoma we wszystkie strony z gromkim śmiechem, w czym Oscar chętnie jej towarzyszył.

- ...

Superlicealni Architekt i Aktor nadal tańczyli, chociaż już trochę wolniej i mniej ochoczo, oglądając się cały czas na wszystkie niepocieszone twarze pozostałych.

- Klaudia - powiedziała Catherine.

- ...Przepraszam. - Uspokoili się.

- Oczywiście, że Kazimir mnie nie mógł mnie tam słyszeć - odezwał się nagle Monokuma. - Nie tylko dlatego, że chrapie jak niedźwiedź lepszy niż ja, ale i dlatego, że mnie tam nie było!

- Phi! Też tak sobie mogę mówić! - krzyknęła Floryka. - Lepiej daj nam jakiś dowód, albo wsadź sobie ten swój obrzydliwy głosik głęboko w dupę!

- N-Nawet dostojna przedstawicielka rodziny Andreescu mnie nienawidzi... Jakim jestem biednym, biednym misiem... Ale, ale, dowód jak najbardziej mam! Powiedzcie jej, chłopcy! - wskazał pluszowymi łapkami na Gianlucę i Arthura.

- Powiedz jej, Arthur.

- Sam jej powiedz, Bianchi!

- Arthur, nie mamy na to czasu... - skarciła go Elle.

- Guh. - Oto nasz czas, Arthur. - Monokuma był u nas wczoraj w nocy w pokoju. Między 1:20 a 30 cały czas był z nami.

- Cała nasza trójka, razem z tymi, pożal się Boże, nauczycielami, ma alibi - uzupełnił Gianluca.

- To brzmi bardzo wygodnie. - Floryka uśmiechnęła się krzywo. - To może się wszystkim pochwalisz, co Monokuma i MonoKomitet robił w waszym pokoju, a nie gdziekolwiek indziej?

- Gianluca wymyślił sobie, że skoro nie może spać, to sobie poczyta coś ze swojej biblioteczki i zrecenzuje. Stwierdził, że WSPANIAŁYM pomysłem będzie włączenie sobie głośnej muzyki klasycznej, nawet jeżeli spałem obok, i to już nie pierwszy raz. Obudziło mnie to koło 1:20 i zaczęliśmy się kłócić, a wtedy znikąd pojawiły się te przeklęte miśki, by nam "kibicować". Mniejsza o to, co się działo, byliśmy tam razem tych dziesięć minut i każdy z nich to potwierdzi.

- ... - Misiek nic nie mówił.

- Monokuma, chcesz, by twoja zabójcza gierka nadal trwała, prawda? - zagadnął go tajemniczo Gianluca.

- ...

- A jeśli tak, to ta rozprawa musi się skończyć dla nas pomyślnie.

- Mmm...

- Więc ze swojej łaski potwierdź nasze cholerne alibi!

- Mi to w sumie obojętne, ale skoro ci zależy by gra nadal trwała, to chyba nie mogę ci odmówić! - I odbyło się to ohydne "puhuhuhu".

- Agh! Nie chcę by gra dalej trwała, ale nie chcę by się skończyła dla nas-!

- Już, już, spokojnie, swoje zbrodnicze tendencje wylejesz na kogoś innego. Tak, potwierdzam zeznania Artusia i Giałwanka, byli ze mną w trakcie zabójstwa.

- A więc są niewinni! Hurra! - Gabrielle aż klasnęła rączkami.

- Dlaczego przy mnie nie było takiego entuzjazmu!? - żachnęła się Brenda.

- Ani przy Catherine? - dodała oburzona Klaudia.

- P-Przepraszam...

- Co teraz? Znowu zgubiliśmy trop. - Veikko nie brał udziału w cyrku.

- "Ja mam pewien pomysł." - napisała Inge.

- Inge! - Elle podniosła ręce. - Wiesz kto jest winny?!

- Wiedziałam, że można na nią liczyć. Dajesz, mistrzyni! - Samantha podpięła się pod doping.

- Na pewno bardziej niż na szaraka z plamą na koszuli... - Brenda uśmiechnęła się pod nosem, na przekór marszczącego brwi Arthura, który jednak zaraz się przeraził, patrząc na koszulę. "Hę? Nie zmyła się?!".

Inge pokręciła głową w reakcji na pytanie o tożsamość mordercy.

- "Nie, ale wiem jaki temat można poruszyć, by się zbliżyć do tożsamości winnego."

- Och... - Elle spochmurniała. - Zawsze coś.

- "Czemu założyłaś, że już znam winnego? Ja ze wszystkich tutaj?" - naskrobała Inge z pytającym wzrokiem.

- ...Przeczucie?

- Zamknij jadaczkę, Elle - warknęła Floryka. - Sąd to ostatnie miejsce, gdzie powinnaś polegać na przeczuciach.

- Ale czy ty...?

Floryka postukała palcem po swojej bransoletce.

- Nie zapominaj się.

- ...

- To co proponujesz, Inge? - Samantha przekierowała nieprzyjemny temat.

- "W zasadzie zastanawia mnie to, jak James umarł."

- Ja wiem! Ja wiem! - krzyknęła Klaudia. - W Pliku Monokumy jest napisane, że zginął od poważnych obrażeń głowy!

- To by się zgadzało - dodała zniesmaczona Brenda. - Krew mu spływała po całej lewej połowie ciała...

- Ha, ha! Przydałam się na coś! - Klamczak zacisnęła pięści w ekscytacji.

- Myślę że Inge chyba chodziło o coś precyzyjniejszego... - zakłopotała się Elle.

- "Dokładnie."

- Coś jak... broń?

- O, właśnie! - Arthura oświeciło. - Podczas śledztwa już się dowiedzieliśmy, czym było narzędzie zbrodni.

- Skąd? Nigdzie takiego nie znaleźliśmy - zapytał Veikko.

- Myślę, że o tym dokładniej opowie ci Kazimir.

- A więc teraz na mnie pada reflektor. - Suchoj wziął głęboki wdech i powoli go wypuścił, chowając wygryziony długopis. - Tak, zrobiłem sekcję zwłok.

- Ho, patolog na coś się przydał... - Floryka założyła ręce.

- Patomorfolog. Jestem patomorfologiem.

- Popatrz, jak bardzo mnie to obchodzi. - Teraz wyciągnęła pilnik.

- Nie słuchaj jej, Kazimir! - Gabrielle mu pomachała. - Czego się dowiedziałeś?

- Nie gadaj, jak starsi rozmawiają, dziewczynko. - Nie przerywała piłowania.

- Jesteśmy w tym samym wieku...

Kazimir zignorował Rumunkę.

- Obejrzałem Jamesa dokładnie, bo nie ufam Monokumie, ani jego Plikom. Ale wychodzi na to, że się zgadzało... James zmarł właśnie około wpół do drugiej w nocy od uderzenia w głowę. O czym jednak Monokuma nie wspomniał, to że rana w jego lewej skroni jest bardzo głęboka i charakterystyczna. Podłużna, raczej kanciasta, im głębiej tym węższa, nie było też okruchów czaszki ani zbyt zmiażdżonej tkanki, więc broń nie była tępa. Jest tylko jeden rodzaj broni w tej szkole, który pasuje do takiej rany. Prawda, Arthur?

Niemiec rozejrzał się po wszystkich, po czym przełknął ślinę. Pamiętał jeszcze smak wymiocin, gdy pierwszy raz zobaczył ciało Jamesa... A teraz, gdy wie, co to spowodowało...

- To siekiera.

- O kur...! - Klaudia zasłoniła usta.

- Mamma mia... - szepnął Gianluca.

- ¡DIOS MÍO! - Oscar złapał się za głowę.

- ...Uch... - Nawet Vincent cicho jęknął.

- Co za potwór mógł go zaatakować siekierą?! - krzyknęła Elle.

- Jesteś tego pewien? - zapytała spokojnie Samantha, chociaż czoło miała zroszone potem.

- Mogę nawet wydać pisemną opinię. - Kazimir kiwnął głową. - Tak, jako lekarz uważam, że James został zabity ciosem siekierą w lewą skroń. Plus jest taki, że niemal na pewno zmarł natychmiast.

- Czy to na pewno plus...? - Gabrielle była blada jak ściana.

- Przynajmniej nie czuł bólu... - Alfred wyglądał zaskakująco podobnie.

- ORAZ nie mógł napisać wiadomości o Cat! - Oscar chyba się szybko otrząsnął z brutalnej rewelacji.

- ...?

- Co. - Chyba nawet Floryce brakowało słów.

- No widzicie to, prawda? Skoro umarł od razu, nie miał czasu by pisać te litery! A więc wiadomość jest fałszywa! Catherine jest niewinna!

- Już do tego doszliśmy - powiedział mu Kazimir.

- Och...?

- Mają wzajemne alibi z Brendą. Tak samo alibi mają Arthur i Gianluca. Każdy z nich jest niewinny.

- Och... Cóż, lepiej dla nich!

- Skoro już przy alibi jesteśmy, może ustalimy, kto jeszcze je ma? - Podniósł rękę Alfred.

- Oczywiście, świetnie by było to uzgodnić. Obecnie to wygląda tak, jakby nikt nie spał, gdy James umierał... - powiedział Arthur.

- To chyba lepiej, nie? Łatwiej będzie zawężyć poszukiwania i dotrzeć do mordercy - skomentowała strażak.

- Swoją drogą - powiedział Veikko - to od ciebie bym właśnie zaczął, Samantha.

- H-Hę?

- Bo jakby nie patrzeć, to tobie jest najbliżej do potencjalnego mordercy.

- Veik...ko? O czym ty mówisz...?

- Jesteś Superlicealnym Strażakiem, prawda? Masz doświadczenie z używaniem siekier i toporów, w dodatku jeden masz na wyposażeniu własnego laboratorium, jeżeli się nie mylę.

- Znaczy... T-Tak, ale to nie jest jeszcze powód, by...!

- Więc podaj mi swoje alibi. - Chłopak stał niewzruszony. - Co robiłaś o 1:27? W chwili śmierci Jamesa?

- Hej! Hej, hej, stop! Po pierwsze, nie traktuj mnie od razu jak Winnej! - Samantha zmarszczyła czoło. - Po drugie, mój topór nie jest jedynym w szkole!

- O chuj, nie jest? - zapytała Brenda.

- Jest mały zapas w kanciapie wuefisty - wyjaśnił Alfred.

- No, um, to prawda, ale kanciapa jest... - zaczął Pohl.

- A po trzecie, mam dobre alibi! Klaudia, proszę, powiedz mu, co się stało w nocy, po pierwszej!

Ale nikt nie odpowiedział.

- K-Klaudia...?

Nadal cisza. Tylko jakieś skrobanie, ale wyjątkowo nie w notatniku Inge.

- Klaudia? - zapytał Arthur, zainteresowany.

Cisza. Nagle Brenda, która stała koło Klaudii, złapała ją za kikut włosów na czubku głowy i mocno pociągnęła.

- Te, mówią do ciebie!

- Ajć! - pisnęła dziewczynka. - Co?! Co jest?

- Samantha twierdzi, że zapewniasz jej jakąś formę alibi na czas morderstwa - odpowiedziała jej Elle.

- A... Umm... Tak! Tak, rzeczywiście.

Wszyscy jednak patrzyli na jej kartkę.

- Czy ty... rysowałaś kotka? - Catherine była jedną ze wszystkich.

- Tak! Śliczny jest, prawda?

- Jaki uroczy! - Gabrielle złożyła dłonie.

- Skąd wzięłaś papier? - skołowało Veikko.

- Ej, ej! Nasze życia się ważą! - Przerwała pokaz umiejętności artystycznych Polki Samantha.

- Marnotractwo czasu... Nie wspomnę już nawet o jakości tego kota. Proporcje nie są zachowane, kreska jest wyjątkowo niedokładna. 3/10 - mruknął Gianluca.

- Później narysuję ich więcej. - Klaudia przymknęła oko łobuzersko, po czym zaczęła chować kartki i ołówek do teczki. - A teraz, um... Tak, Samantha! Spałaś w czasie zabójstwa, nie?

- Mnie nie pytaj, ty masz to potwierdzić!

- A... Tak, Sammy spała. A przynajmniej leżała. Nie wyszła z pokoju, to wiem.

- Nie spałaś wtedy? - zapytała Catherine.

- Nieee! - Klaudia wyszczerzyła ząbki.

- To co robiłaś?

- Heh, wiecie, to nawet zabawna historia... Trochę wypiłam tego wieczora i puste butelki zostały na stoliku przy moim łóżku. Pomyślałam, że wyrzucę je rano, ale okoliczności zmusiły mnie do zrobienia tego w nocy...

- ...W trakcie morderstwa? - zapytał Arthur.

- Między 1:15 a 1:35... Patrzyłam na swój zegarek w E-Handbooku, więc wiem.

- Czyli tak...

- Chyba, tak mi się zdaje. Przez sen niechcący parę butelek zrzuciłam na ziemię i się stłukły, a hałas obudził mnie i Sam. Nawet nie wstała, tylko wymruczała, bym to sprzątnęła, więc się podniosłam z wyra i poszłam do łazienki po miotłę, wróciłam, ogarnęłam to, odniosłam miotłę i wróciłam spać. Zajęło mi to razem koło dwudziestu minut.

- Czyli nie byłaś cały czas w pokoju, tak?

- No... nie byłam, chyba.

- Co to znaczy "chyba"? Jasno właśnie nam powiedziałaś, że dwa razy szłaś do łazienki! - Gianluca, jak zwykle, był oburzony.

- Tak, tak, ale nie widziałam, by Samantha wychodziła z pokoju, a już tym bardziej szła do holu. Co wracałam, to była w łóżku.

- To może być kluczowe! - Alfred wołał w pasji. - Byłaś na drodze na miejsce zbrodni podczas morderstwa! Czy widziałaś albo słyszałaś kogokolwiek lub cokolwiek?

- Hmm... Hmmmmm...

- Nawet mimo tego, że nie brała udziału w śledztwie, to i tak może okazać się przydatna - powiedział Veikko.

- Mmm... Nie. Nic nie widziałam, nic nie słyszałam.

- A jednak. - Szwed oklapł.

- Żebyś ty był taki pomocny! Sam przed chwilą ją oskarżałeś! - skarciła go Elle.

- ...

- Czyli to znowu ślepy szlak... - Zasmuciła się Gabrielle.

- Nie zgadzam się - Veikko znowu się odezwał. - To bardzo dobry szlak, bo możemy wysunąć parę teorii, co się właściwie stało.

- Chyba rozumiem, co masz na myśli. - Arthur podchwycił. - Na przykład, że morderca mógł działać w momentach, gdy akurat nie mógł trafić na Klaudię?

- Na przykład. Czy poruszać się między momentami gdy zamiatała, a może czekać, aż pójdzie spać... musielibyśmy lepiej znać sytuację. Klaudia.

- Huuuh?

- Mógłbym cię prosić o rozpisanie osi czasu całego zdarzenia?

- Oj, bracie, byłam świeżo wyrwana z łóżka w środku nocy...

- Tak na oko. Potrzebujemy jakichś ram czasowych.

- Hm... Spróbuję...

Znowu wygrzebała zestaw kartek z ołówkiem i zaczęła skrobać. Wszyscy patrzyli w milczeniu. "Czy to może być nasza furtka?", pomyślał Arthur. Niestety, nadal wiemy za mało, by cokolwiek ustalić.

- Gotowe!

- O 1:15 obudziła mnie tłukąca się butelka

- O 1:15 obudziła mnie tłukąca się butelka. W jakieś dwie minuty wygrzebałam się z łóżka i na prośbę Sam poszłam do łazienki po miotłę, wróciłam po jakichś trzech i o 1:20 zaczęłam zamiatać. Zajęło mi to tak z dziesięć minut, a po tym wyszłam wyrzucić śmieci i odnieść szczotkę. Ponownie, zajęło mi to tak z trzy minuty, po których wróciłam do pokoju, zamknęłam go i wskoczyłam do łóżka. Samantha mnie zapytała o godzinę, więc spojrzałam na E-Handbook i powiedziałam jej, że była 1:35. Po tym położyłam się spać.

- Żebyś tylko wtedy zabrała też klucz do środka, a nie zostawiła w zamku od zewnątrz i zatrzasnęła drzwi... - westchnęła Niemka.

- To jest... zaskakująco dobre zeznanie. Zadziwiasz mnie czasem, Klaudia. - Arthur zaklaskał parę razy.

- Ha, ha, ha, wspaniała jestem, prawda? Superlicealny Świadek!

- Czy za każdym razem, gdy byłaś w pokoju, widziałaś tam Samanthę? - zapytał Veikko.

- Tak, tak. Leżała rozłożona jak rozgwiazda, ze stopą opartą o krawędź łóżka, cicho chrapiąc i śliniąc się przez sen.

- Ahem... - chrząknęła Samantha. - Nie musisz tak wnikać w szczegóły...

- Witaj w klubie chrapiących. Niestety, nie mamy tortu, ale mogę zrobić czapeczki - powiedział sarkastycznie Kazimir.

- Hej, Samantha! Potwierdzasz to?

- Nie, ja nie chrapię!

- Czy potwierdzasz zeznanie Polki, ośle! - Wkurzyła się Floryka.

- W zasadzie to pamiętam to jak przez mgłę, ale rano pokój był czysty, więc chyba tak. Poza tym rzeczywiście pytałam ją o tę godzinę i słyszałam, jak odpowiada. Dodatkowo potwierdza to fakt, że musieliście nam rano otwierać drzwi...

- Niezależnie od tego, jedno pozostaje pewne: obie były w pokoju podczas zabójstwa - powiedział Veikko. - Mają alibi. Są niewinne.

- Mhm. Catherine, Brenda, ja, Gianluca, Samantha... Klaudia... - wyliczył Arthur. - Te osoby można wykreślić z listy podejrzanych, przynajmniej na razie.

- Na razie...? - Samantha była niepewna.

- Hej! Jestem niewinna! - powtórzyła swoje Klaudia.

- Hah, nie zapominaj o mnie! - dodał Oscar.

- Dlaczego?

- To nie oczywiste? Przecież też jestem niewinny.

- Jeżeli masz alibi, to się nim pochwal. - Arthur rozłożył zapraszająco ręce.

- Oczywiście, że mam! Całą noc spałem, nawet nogi nie wyciągnąłem z łóżka.

Cisza.

- Ale... ty wiesz, że alibi ktoś musi potwierdzić? - szepnął Alfred. - Ja tego nie zrobię, bo też spałem i nie wiem, czy nie wstałeś.

- Alfredo, mi amor, czemu mnie tak kłujesz swoimi słowami!? Czy nie uwierzysz przyjacielowi?

- Musisz nam zapewnić fakty - odezwała się Catherine. - Każdy z was, Oscar, Alfred, Inge, Elle, Floryka, Gabrielle, Vincent, Veikko i Kazimir, jeżeli nie macie dowodów, że w trakcie morderstwa byliście gdzie indziej, to jesteście podejrzani.

- Nie pierwszy, nie ostatni raz... - mruknął patomorfolog.

Gabrielle spojrzała na niego oczyma jak dwa euro.

- Asystowanie w nieudanych operacjach to prawnie ciężka sprawa - wyjaśnił enigmatycznie.

- Phi! Żeby cicha dziewczynka twojego pokroju miała odwagę mnie oskarżać, Catherine - fuknęła Floryka.

- ...

- Cóż to za morderczy błysk w twoich oczach? Ojej, czyżbym naruszyła czyjeś biedne ego?

- Floryka, czy mogłabyś...? - zaczęła Elle.

- Van der Linde, jesteś ostatnią osobą, by mnie o coś prosić.

- Grabisz sobie, Floryka... - Brenda chrupnęła pięściami.

- Ahahaha!

- W zasadzie to mnie nurtuje jedna rzecz. - Alfred zaczął się przeciągać. Wszyscy patrzyli, jak to robi długo i mozolnie, po czym przechodzi do rzeczy. - Jamesa zabito o wpół do drugiej w kuchni... Ale co on tam właściwie robił?

- Nie można było tego powiedzieć od razu, prawda? - Gianluca zakręcił się w rezygnacji. - Trzeba było pauzować i marnować nasz cenny czas!

- Robisz to samo zwracając mu uwagę - zauważył Veikko.

- Grr...

- Ale to dobre pytanie.

- Hah, to akurat nawet taka idiotka jak Klaudia by do tego doszła - powiedziała Floryka, ku niezadowolonemu "Hej!" ze strony omówionej. - Połączcie sobie fakty! James został zabity siekierą, a na drzwiach widać ślady uderzeń. Wniosek jest jasny i klarowny!

- Jest...? - Dla Gabrielle chyba nie był jasny i klarowny.

- James, który tak nas zachęcał do "wspólnego śledztwa" i ucieczki ze szkoły jako "przyjaciele", spękał i próbował czmychnąć na własną rękę!

- Kłamstwa! Kłamstwa! - Elle zasłoniła uszy, zamknęła oczy i zaczęła powtarzać ciche "lalalala" do samej siebie.

- Teraz to już przegięłaś, Floryka! - krzyknęła Samantha. - Za długo pozwalaliśmy ci się tak panoszyć... James by nigdy nie zrobił czegoś takiego! On był... On jest Superlicealnym Superbohaterem! Chciał nas ochronić!

- Och, jakże urocze są wasze próby ochrony jego dobrego imienia. - Floryka uśmiechnęła się pobłażliwie i położyła dłoń na policzku. Arthur w głowie rozpaczał nad kontrastem jej urody i charakteru. - Zakładam, że znaliście się już bardzo długo i dobrze, że z takim zapałem teraz za niego ręczycie... Dalej, Elle. Powiedz mi, jak długo już znałaś Jamesa? Nazwałabyś go bez zastanowienia "przyjacielem"?

- ...

- Powiedz! Wszyscy słuchamy!

- Dobra, daj jej już spokój! - przerwał Arthur. - Wiemy, że wszyscy się znamy tylko od początku zabójczej gry. Nie musisz z niej tego siłą wyciągać...

- Przepraszam, Sam i Elle, ale tym razem pójdę za Floryką, ku własnej odrazie. - Teraz mówił Kazimir. - Nie możemy być pewni intencji Jamesa po kilku dniach znajomości.

- Ha, ha! - Szczęściara się śmiała. - Oczywiście, że nie. Mamy nawet świadka! Który, w przeciwieństwie do nas, miał z rudym śmierdzielem więcej wspólnego. Czy to nie prawda... Catherine?

Wszyscy spojrzeli na blond Brytyjkę.

- No, Superlicealna Superzłoczyńco? Może nam powiesz, czemu byłaś w konflikcie z Jamesem? I nie mówię o odmiennej idei na ucieczkę ze szkoły, tylko o tym, co wcześniej... Tym, co dało ci twój chwalebny tytuł. - Floryka nadal parła.

- Nie zamierzam o tym mówić.

- Och, ho, tajemnicza. No to chociaż zdradź nam, czy Rhodes był typem godnym takiego zaufania, jakim go obdarzają nasze drogie panienki z samorządu? Hmm?

- ...Nie.

- Co "nie"? Chcę, by to usłyszały!

- James nie był godny zaufania.

- Dziękuję, tyle z mojej strony. - Floryka zabiła sobie brawo, gdyby mogła, to by teraz usiadła z filiżanką tryumfalnej kawy.

- Wszystko fajnie, ale do czego z tym dotarliśmy? - Arthur się zdenerwował. - Wysunęłaś tylko teorię, że James mógł z własnej woli przyjść do holu. Co by, dam ci za to punkty, wyjaśniło też sprawę siekiery, jeżeli wziął jedną z kanciapy. Ale pozwól mi ci przypomnieć, że jego ciało znaleźliśmy w kuchni!

- Pierdolisz, Floryka! To nie mówi absolutnie nic o mordercy! - Superlicealna Herpetolog uderzała w ławkę. - Jak będziesz dalej tak mieszać, to przysięgam na cały ród O'Ryanów, że będziesz zbierała swoje zęby połamanymi palcami!

- Och, nie martw się o mój stan, złociutka, mam swoją oddaną obrończynię...

- Ugh...! - jęknęła Elle.

- Niezmiennie, Jamesa znaleźliśmy w kuchni, więc...

I wtedy Arthurowi się zaświeciła lampka. James w kuchni, przywiązany skakanką. Uderzenia o drzwi w holu. Jednak mało krwi na miejscu zbrodni, ale dużo w kanciapie wuefisty. I lepki ślad z jednego punktu do drugiego...

- Więc... Och... O rany, jak mogłem o tym nie pomyśleć...

- Materac? - zapytał Alfred.

- Materac - odparł Arthur.

- Materac... - powtórzył Veikko.

- Co za materac? - Samantha była zdezorientowana.

- Przeszukiwaliśmy w trójkę kanciapę wuefisty - wyjaśnił Pohl, wskazując na siebie, stolarza i reżysera. - Vincent i Alfred pamiętają ten materac, który pod spodem miał lepką plamę i zostawiał po sobie ślady. Wiecie, co na nim było?

- Krew...

- Dużo krwi.

Arthur przytaknął chłopakom.

- Teraz połączmy fakty. Zakrwawione ciało, zakrwawiony materac, lepka plama na nim i lepkie smugi na drodze z holu do kuchni.

- Czyli morderca... przeniósł ciało z holu do kuchni? Na materacu? - Gabrielle zrozumiała.

- Winny znowu próbował nas zrobić w konia... Nie daruję ci, sukinsynu! - wrzasnęła Brenda.

- Czy teoria Floryki jest prawdziwa czy nie, jedno jest pewne: James zmarł w holu.

- Mhm... - Wspomniana piłowała paznokcie. - To kiedy mi powiesz coś, czego nie wiem?

- Czyli podsumowując... - zaczął Veikko. - James zmarł o wpół do drugiej w holu, po czym został przeciągnięty na materacu do kuchni, gdzie sfingowano przywiązanie i wiadomość?

- Na to wygląda.

- Skubany, nie patyczkował się. - Elle pokiwała głową z uznaniem.

- Ale, ale, czy to by nie zostawiło śladów krwi? - wyraził zmartwienie Alfred.

- Właśnie po to morderca użył materaca, tumanie, by ich nie zostawić - odparł mu Gianluca, więc nie obeszło się bez obelgi.

- No w porządku, ale... Co ze śladami na miejscu zbrodni?

- Mógł zmyć mopem! - zawołał Oscar.

- A ubrania? Byłyby zalane krwią, która prysnęła przy ciosie.

- Do pralki.

- W porządku, widzę, to nigdzie nie prowadzi. To nie jest kraj dla prostych morderstw... Cóż, przynajmniej mamy ten lepki brud.

- Przynajmniej nie zmył śladów materaca. Pewnie ich nie zauważył... - skomentował Arthur.

- Hej, teraz mi się przypomniało...! - Podniosła głos Samantha. - Czy żeby wejść do kanciapy, nie trzeba mieć klucza?

- To fakt... - potwierdziła Gabrielle.

- "Z Elle, Sam, Brendą i Gabrielle musiałyśmy prosić MonoPETa o otwarcie. Zdaje mi się, że Vincent, Veikko i Kazimir też." - naskrobała Inge.

- Huh. Rzeczywiście. - Kazimir wypuścił kłębek dymu. - Mówił, że nigdy go nie pożycza poza lekcjami, więc musimy być przy tym, jak otwiera i zamyka drzwi.

- Morderca chyba mógł przejąć siekierę od Jamesa, jeżeli rzeczywiście jej wtedy używał, ale skąd on sam ją wziął? - zastanowił się Alfred.

- Hej! Monokuma! - zawołał Arthur.

- Uchylam nad tobą swoje uszko, Artusiu, czego ci potrzeba?

- Co się dzieje z MonoKomitetem w trakcie ciszy nocnej?

- Co to za pomysł, wsadzać swój nos w cudze sprawy? To bardzo niekulturalne, pytać o nawyki osób nieobecnych! Nie nauczyli cię tego rodzice?

- Huh...?

- W takim razie ten obowiązek spada na mnie, jako waszego nauczyciela. Lekcja savoir-vivre'u ze specjalną dedykacją dla Arthura Pohla, numer jeden...

- Bez pierdolenia, pluszak! Gadaj, gdzie był MonoPET! - krzyknęła Brenda.

- Zaraz zarobisz sobie nieprzyjemną karę, młoda damo! - Monokumie się to chyba nie spodobało.

- Panie Monokumo, ślicznie prosimy, niech nam pan powie czy można było spotkać MonoPETa w szkole w nocy. - Tym razem to Gabrielle mówiła najsłodszym możliwym głosikiem. - Jak nam pan powie, to będzie pan najleeepszym nauczycielem na świecie!

- Puhuhu... Skoro skłoniłem was już do podlizywania się, to chyba zaczynam osiągać swój cel. No dobrze, co mi tam. MonoKomitet spędza noc w specjalnym pomieszczeniu odciętym od reszty budynku, ładuje sobie bateryjki, pije kawę, herbatę, wszystko, w czym wy któregoś dnia możecie znaleźć truciznę. Jedynie MonoTid kręci się po szkole i sprząta syf, który zostawiacie, lub pozbywa się starych ciał. Tyle!

- Mhm... - mruknął Arthur. - Kluczy zapasowych też nie ma...

- Czemuż to? - spytał Oscar.

- MonoPET mi powiedział. Jedyne klucze, które są w szkole, to klucze do klas MonoKomitetu i nasze klucze do pokojów.

- A co jeśli, umm... - Gabrielle bawiła się własnymi palcami. - Może... James taki gdzieś znalazł, jakiś tajny klucz... Um... i się tym z nami nie podzielił...?

- Wątpię - wtrącił się Veikko. - Drzwi do kanciapy są o tyle nietypowe i nieefektywne, że odsłonięta jest cała skrzynka z zamkiem. Odkręcić pokrywę i je otworzyć bez klucza nie jest żadnym wyzwaniem. Zamknąć też.

Arthurowi przypomniało się, jak Alfred otwierał szafki w sali plastycznej dwa dni wcześniej. Czy przy tych obowiązywała ta sama zasada?

- Znam ten trik - powiedział wyżej wspomniany - ale nadal nie wiemy, czy rzeczywiście...

- Wiemy. - Veikko nie dał reżyserowi dojść do słowa. - Obejrzałem zamek z bliska. Są świeże rysy w okolicach śrub, jakby ktoś nerwowo próbował je odkręcić i parę razy nie trafił.

- J-Jak długo planowałeś czekać z powiedzeniem nam o tym? - spytała Samantha.

- Phi! - prychnęła Floryka - To nieważne. Co jest ważne, to że James użył śrubokrętu, by włamać się do kanciapy. Śrubokrętu z zestawu, który dostawali tylko chłopcy. Czyli zabójcą nie jest żadna z dziewczyn!

- Śrubokrętu...? - zapytał Arthur.

- Oczywiście, że śrubokrętu, czego innego chcesz użyć do pozbycia się śrub? Chryste...

- Nauka obsługi narzędzi to ostatnie, czego mnie powinnaś uczyć, Floryka. Lepiej skup się na innym fakcie: zestawy z narzędziami, które dostaliśmy, mają pewną wadę. W ich skład wchodzą młoteczki, kombinerki i śrubokręty, ale jedynie krzyżakowe. Nie ma płaskich.

- ...K-Krzyżakowe...

- Oho, proszę, czyżby jednak było coś, na czym się nie znasz?

- Nie jestem takim plebejuszem jak ty, by brudzić sobie ręce pracą. Mam od tego ludzi...

- Wspaniale, a gdzie są teraz? Niech ci wyjaśnią. - Arthur poczuł w sercu tryumf.

- Elle! - Floryka wskazała na szantażowaną.

- Ech...

- Śrubokręty krzyżakowe to te, których końcówka ma kształt krzyżyka, pasujące do śrubek z podobnym wzorem - wyjaśniała rowerzystka. - Płaskie to te zwykłe, z prostą blaszką, do śrubek z jednym wgłębieniem, ale jak się uprzeć, to będą pasować też do śrub krzyżowych. W drugą stronę już nie.

- Zamek przy drzwiach miał śruby płaskie. Nie da się ich odkręcić żadnym z narzędzi - dodał Veikko.

- Nagadałeś się, Pohl, ale do czego zmierzasz z tą swoją uwagą? - zagadnął Gianluca.

- Po prostu się zastanawiam, czy w takiej sytuacji James w ogóle mógł otworzyć drzwi... Trzeba było użyć jakiegoś śrubokrętu płaskiego, prawda? Nie ma ich dużo w tej szkole. Pierwszym miejscem gdzie bym szukał, byłoby...

- Laboratorium Superlicealnego Stolarza - dopowiedział Szwed. - Do tego zmierzasz, prawda?

- ...

- Prawda, w moim laboratorium są takie śrubokręty. Stawia to mnie i Vincenta w świetle podejrzeń.

Vincent nawet nie drgnął, gdy Veikko wypowiadał te słowa. Niewinny?

- Też nie do końca - skontrował Arthur. - To James takiego potrzebował, nie morderca, prawda? Nie sugeruje to więc, że go któryś z was zabił, ale jeżeli nie ma w szkole innych miejsc, skąd by miał wziąć takie narzędzie, to by sugerowało powiązanie.

- Hola, hola, stop, sprzeciw! - usłyszał krzyk Brendy. - Arthur, co ty tak właściwie pierdolisz?

- Hmm?

- Chyba nie myślisz poważnie, że laboratorium Veikko to jedyne miejsce, skąd weźmiesz śrubokręt, prawda?

- Tak mi się zdawało...?

- No to źle ci się zdawało, bo są jeszcze przynajmniej dwa miejsca!

- No to nie krzycz - przerwała jej Samantha - tylko po prostu powiedz.

- Nie ty mi będziesz mówić, co mam robić, Salamander!

- Niemniej, zaciekawiło mnie to - powiedział Veikko.

- Tak, tak, właśnie miałam do tego przejść... z własnej woli! Jednym jest laboratorium Catherine.

Catherine błysnęły oczy i spojrzała na Irlandkę.

- Zaglądałaś do mojego laboratorium, chociaż wyraźnie zabroniłam?

- Tak! Masz tam masę zajebistego sprzętu do budowania tych wszystkich robotów i w ogóle! No i całą kolekcję śrubokrętów we wszystkich rozmiarach.

- ... - Catherine mogłaby zabić tym wzrokiem.

- No, ale już wiecie, że nie mamy żadnego związku z tym morderstwem, no i Cat by chyba nigdy tam nie wpuściła Jamesa, ale jest jeszcze drugie miejsce! I to kuchnia!

- Huh? Wielokrotnie przeszukiwałam kuchnię i nie było tam żadnych śrubokrętów... - zasmuciła się Klaudia.

- Ja wiem! Ja wiem! - zawołał Oscar. - Ja wiem, do czego zmierza gekonia dziewoja! Ten nóż, który dostał Kazimir wczoraj na śniadaniu, pamiętacie? Miał zagiętą końcówkę! Aha! Widzicie? Pamiętałem o tym, więc dałem ją do obejrzenia Veikko!

- Sprawdziłem go w trakcie śledztwa. Sądzę, że szerokość noża w miejscu zagięcia by była odpowiednia do użycia go jako śrubokrętu. Mógł być użyty do otwarcia kanciapy - wyjaśnił stolarz.

- Rozumiem... - Arthur podrapał się po brodzie. - Czas jego powstania by się zgrywał z pierwszym przypadkiem jego prób wyłamania drzwi... Więc miałoby sens, że go użył.

- Czyli podsumujmy: James wyszedł w nocy z pokoju, by spróbować sforsować drzwi... Nie miał żadnego narzędzia, więc włamał się do kanciapy woźnego z użyciem noża, tak? - zaczął Alfred.

- Zakładam, że poprzedniej nocy też przeszedł ten proces, by mieć gdzie ukryć siekierę. To by wyjaśniło, czemu ten nóż był zagięty już od wczoraj... - dodał Kazimir.

- Zdobył siekierę z kanciapy i poszedł do holu... - kontynuował Alfred.

- W tym czasie na żer wyszedł zabójca! Zaszedł Jamesa od tyłu, wyrwał mu siekierę... i bam! - Oscar odegrał scenkę ataku, niechcący przy tym uderzając Brendę, za co dostał od niej porządnie w twarz. - Ał...

- Zaszedł od tyłu... - Arthur rozmyślał. - Czyli musiał minąć Klaudię jakoś, prawda?

- Yaaay! - pisnęła dziewczynka.

- Klaudia była na drodze z pokojów do łazienek... ale nie cały czas, prawda? Wyminięcie jej by nie było takie trudne, szczególnie na etapie, gdy zamiatała - powiedziała Gabrielle.

- Według osi czasu z jej zeznań - przypomniał Veikko - była na korytarzu między 1:17 a 1:20, a potem między 1:30 a 1:33. Po dwóch minutach Samantha zapytała ją o godzinę, więc zgodnie z prawdą podała jej 1:35.

- Ale morderca operował głównie na przestrzeni między holem, kuchnią, a salą gimnastyczną. To zupełnie przeciwna część szkoły niż ta, w której chodziła Klaudia - zauważyła Elle.

- Racja... - Arthur dał jej za to punkty. - Ale nie wiemy, kiedy morderca wyszedł z pokoju. Nie wiemy nawet kiedy James wyszedł. Kazimir, wiesz coś na ten temat?

- W zasadzie... Pamiętam, że obudziłem się na chwilę, gdy James wychodził z pokoju zbadać ten huk. Jak spojrzałem na zegarek w E-Handbooku to była... 1:23, chyba...? - Rosjanin zaciągnął się w zamyśleniu.

- Chwila. - Alfred podniósł ręce. - Tylko cztery minuty przed swoją śmiercią?

- Dałabym się pokroić, że uderzanie o drzwi słyszałam dłużej niż parę minut... - Brenda masowała sobie czoło, chyba by uspokoić kręcące się jakimś cudem trybiki. - O której to się zaczęło?

- Nie spałem wtedy, a zatem pamiętam dokładnie: zaczęło się około pierwszej w nocy - powiedział Gianluca.

Wszyscy nieomal podskoczyli. Huki zaczęły się o 1:00, ale James wyszedł o 1:23? To skąd się brały wcześniej?

- Chwila! Czyli James wyszedł z pokoju ponad dwadzieścia minut po tym, jak zaczęły się uderzenia? - wyartykułowała myśli Arthura Samantha.

- Czyli to nie on próbował uciec! - podsumowała Gabrielle.

- Aha! - Oscar rozłożył ręce. - Wychodzi ponownie na przekór myśli señority Andreescu!

- Świetnie, cudnie, doskonale. - Rumunka chyba zaakceptowała swój błąd. Wow. - Ale kto w końcu uderzał w te przebrzydłe drzwi?

- Na pewno morderca! - krzyknął Alfred.

- Skąd ta pewność?

- No bo... kto inny mógł być na korytarzu w tym czasie? Nie ma żadnych świadków poza Klaudią, która nikogo nie widziała.

- Czyli to morderca włamał się do kanciapy, wziął siekierę i zaczął forsowanie drzwi. Musiał wyjść przed pierwszą w nocy - powiedział Veikko.

- James pewnie postanowił interweniować i poszedł porozmawiać z tą osobą, a ta go zabiła... - Elle nasunęła czapkę na czoło.

- Obrażenia głowy by temu odpowiadały - powiedział Arthur. - Jeżeli James zaszedł mordercę od tyłu, ten mógł się zamachnąć w swoją lewą stronę i uderzyć go w lewą skroń. Cholera, na tym punkcie to mogłoby być nawet niechcący...

- Phe, jeżeli tak, to ktoś naprawdę solidnie zjebał - zaśmiała się półgębkiem Brenda. - Nie jestem pewna czy bardziej James, czy morderca, ale ktoś na pewno.

- Zaraz ciebie ktoś zjebie, ślizgonie, jeżeli nie przestaniesz mnie rozpraszać swoją jadaczką - warknęła Floryka.

- O przepraaaszam, księżniczko. Już, pochwal się, nad czym tak główkujesz, e?

- Nie muszę i nie planuję ci się z niczego spowiadać!

- To zamknij ryj i nie pyskuj.

- Ho...!

Oscar zaczął bić brawo.

- Ani słowa, Maura. - Brenda podniosła zaciśniętą pięść.

Oscar przestał bić brawo.

- Dobra, przestańmy się rozpraszać! - krzyknęła Samantha. - Musimy... kogoś wytypować w końcu. Nikt nic nie wie o żadnych wyjściach z pokojów przed pierwszą w nocy? - Wszyscy pokręcili głowami. - No to już nie wiem co robić. Znowu straciliśmy wszelki trop...

Tym razem chyba nawet Inge nie miała żadnych pomysłów. Cisza się ciągnęła i była coraz bardziej napięta, a Arthurowi udzielała się atmosfera nerwów. Zacisnął oczy i zaczął intensywnie rozmyślać - czuł się jak maszynista pędzącego pociągu myśli. Pociągu, którego tory prowadziły po różnych ideach, a którego jedynym pasażerem byłem ja. No to dawaj, synek - czego Ci potrzeba od starego Fuchsa?

"Cholera... Nie mamy od której strony ugryźć tej sprawy!", powiedział mi, patrząc ze skupieniem na tory przed pędzącą lokomotywą synaps.

Wróć zatem do podstaw - na jakie pytanie chcesz znaleźć odpowiedź?

"Kto zabił Jamesa, oczywiście!"

Co więc musisz zdeterminować? Jakie są trzy podstawy morderstwa?

"Motyw... metoda... i okazja."

Świetnie. Co już znasz?

"Motyw... Monokuma zapewnił je nam wszystkim w nocy z drugiego na trzeciego. To nic nie eliminuje. Znam też metodę, przynajmniej jej podstawy - został zaatakowany siekierą w lewą skroń, siekierą wziętą z kanciapy wuefisty, z której później morderca wziął też materac i skakankę."

Czego ci zatem brakuje?

"Okazja... Mordercą najprawdopodobniej jest ta sama osoba, która uderzała w drzwi, skoro huk ustał wraz ze śmiercią Jamesa. To znaczy, że Winny wyszedł ze swojego pokoju przed pierwszą w nocy, wziął zagięty nóż z kuchni, użył go, by otworzyć kanciapę i wziąć siekierę. O 1 w nocy zaczął ponowne forsowanie drzwi, zeznaje o tym Gianluca. Z kolei Kazimir zeznaje, że James wyszedł o 1:23, ponad dwadzieścia minut później, by się skonfrontować ze swoim przyszłym zabójcą. Tam Winny zabił Jamesa o 1:27 i potrzebował jeszcze trochę czasu, by zaaranżować scenę w kuchni, pozbyć się niewygodnych dowodów i wrócić do pokoju, jakby nic nigdy się nie stało."

Co możesz z tej historii wyciągnąć?

"Gianluca nie jest winny, ma alibi, więc nie widzę powodu, by skłamał. Jeżeli Kazimir też powiedział prawdę, to można zawęzić krąg podejrzanych do osób, które nie mają potwierdzonego alibi, bo mogły się poruszać w tamtej części szkoły między mniej więcej pierwszą a drugą w nocy. Te osoby to Gabrielle, Vincent, Oscar, Inge, Veikko, Alfred, Elle, Floryka i Kazimir."

Czyli wszyscy, których nie wymieniłeś, byli w trakcie morderstwa w swoich pokojach i mają w 100% potwierdzone alibi?

"Nie. Klaudia między 1:15 a 1:35 operowała w drugiej części szkoły, między swoim pokojem a łazienką w internacie, z 10-minutowym okresem w pokoju i parominutowymi okresami na korytarzu. Zeznaje, że w tym czasie Samantha nie wychodziła z pokoju, więc jej alibi może potwierdzić."

Ale co z samą Klaudią?

"Klaudia...? Podała Samancie godzinę powrotu, 1:35. Nie zdążyłaby przygotować wszystkiego po zabójstwie w 8 minut."

Na pewno... ale czy Samantha może w drugą stronę potwierdzić, że Klaudia naprawdę wróciła o 1:35?

"Mówiła, że była zaspana... Że prawdziwość zeznania Klaudii warunkuje tylko posprzątane szkło i mgliste wspomnienia rozmawiania z nią w nocy. Ale o której godzinie...?"

Jedynym źródłem wiedzy Samanthy o czasie ich rozmowy były słowa Klaudii. Słowa, które nie mają żadnego potwierdzenia. Brak potwierdzenia - brak alibi.

"Okej... Czyli jej alibi jest nie tyle fałszywe, co nie ma podparcia. Okej, Klaudia jest podejrzana. Ale co to zmienia? To tylko poszerza krąg do analizy."

Przemyśl wszystko jeszcze raz, Arthur. Wszystkie ślady, jakie znalazłeś. Czy nie ma nic, co by mogło wskazywać na czyjąś obecność w dalszej części szkoły, gdzie doszło do zabójstwa?

"..."

Arthur dorzucił węgla do pieca synaptycznej lokomotywy. Buchnęły płomienie, para z komina skłębiła się jeszcze mocniej, chłopak pociągnął za łańcuch i przy gwiździe pociąg ruszył jeszcze szybciej.

"Lepkie ślady na korytarzu... Ciągnięty materac... Ciężkie ciało... Potrzeba dużo siły, trzeba trzymać brzeg materaca blisko siebie... Tarcie... Mocne tarcie skóry syntetycznej o ciało mordercy... Jeżeli miał na sobie ubranie, to coś mogło z niego odpaść... Na przykład... Na przykład..."

- ...Guzik... - wyszeptał Arthur.

- Co mówisz? - zapytała Gabrielle.

- Guzik. Floryka znalazła na ścieżce z holu do internatu mały, czarny guzik.

- Huh? Hej! Nie rozpowiadaj takich rzeczy! - Andreescu zaczęła wymachiwać rękoma.

- Zbierasz guziki z podłogi? Ty, taka czyściutka burżujka? - zaczęła parskać Brenda.

- Ja...! Słuchaj, ślizgonie, jak się stresuję, to wyszywam, do tego potrzeba mi guzików! Widzisz gdzieś w tej szkole pudełka z nimi? Ja też nie! Jakoś sobie muszę radzić, bo inaczej bym wybuchła z wami, bando obleśnych szaleńców! - W oczach Floryki zbierały się łzy.

- Ale co w końcu z tym guzikiem? - zapytała Samantha.

- Floryka, masz go przy sobie? - wrócił do tematu Arthur.

- N... No... Mam... - Dziewczyna otarła oczy i wygrzebała mały, czarny guziczek z wąskiej kieszonki swojego sweterka.

Arthur podszedł, wziął go do ręki i zaczął oglądać. Nic nadzwyczajnego - czarny guzik, około pięć milimetrów średnicy, cztery dziurki na nitkę. A nie, nawet lepiej! Była resztka nitki w jednej z dziurek. Jak dobrze, że nie wypadła. Cienka i różowa...

 Cienka i różowa

- Ten guzik... może należeć do mordercy - powiedział Arthur. - Leżał na korytarzu w szkole, tym samym, którym ciągnięte było ciało Jamesa. Ważył około 163 funtów, czy 74 kilo, to nie tak mało, więc morderca mógł się z tym zmagać. Jeżeli trzymał materac blisko siebie, to guzik spokojnie mógł się zerwać i odpaść.

- Ale nie masz tego jak potwierdzić, e? - zapytała Brenda.

- Nie mam... ale guzika nie było aż do dzisiejszego ranka. Poza tym nawet jeżeli nie mordercę, na pewno może nam wskazać na kogoś, kto ma związek ze sprawą. Wystarczy tylko, że poszukamy kogoś, komu brakuje guzika.

Wszyscy zaczęli się rozglądać po sobie. Guziki Arthura były w kształcie skuwek pióra, guziki Gianluci były większe i zielone, Oscara były białe. Poza tym nikomu z nich ich nie brakowało. Pozostałe osoby guzików po prostu nie miały z założenia na żadnym z ciuchów.

- A co, jak to po prostu guzik Jamesa? - zasugerowała Gabrielle.

- James miał bluzę na zamek. Poza tym ten guzik ma przy sobie resztkę różowej nitki. Może to twój?

- A-Arthur! - Gabrielle się zaczerwieniła. - Moja bluzka jest lawendowa! I nie mam żadnych guzików... Zobacz! - Ściągnęła fartuch i się obróciła. Rzeczywiście, żadnych śladów guzików.

- Dobrze, dobrze...

- Więc to by było tyle z twojego argumentu - powiedział Veikko. - To chyba zwykły, zaplątany skądś guzik. Żaden dowód.

Arthur się zastanowił. Ta poszlaka była zdecydowanie zbyt podejrzana. Skąd się mogła wziąć? Czy naprawdę "zaledwie" "się znalazła" na drodze na miejsce zbrodni? Czemu nikt tu nie miał podobnego guzika na swoim ubraniu? Przecież wszystkie zestawy mają identyczne, morderca nie mógł zmienić ubrań na jakieś in-

I nagle Pohl uderzył się otwartą dłonią w czoło. Jakież to było oczywiste.

- Przecież morderstwo miało miejsce w środku nocy! - krzyknął. - Morderca nosił piżamę!

Zaczął się szmer. No tak, przecież na noc wszyscy się przebierają w przygotowane przez Mistrza Gry ciuchy do snu, które mają inny wzór niż te, które noszą na co dzień. Może w którymś z nich brakuje guzika?

- Monokuma - zawołała Samantha. - Czy możemy zobaczyć swoje piżamy?

- Ale co ty chcesz, Salamanderku? - zapytał Monokuma, sflaczały i beznamiętny, jakby rozprawa go nudziła. - Wyjść z sali sądowej? Nie wiesz, że tak nie wolno? Morderca mógłby próbować zbiec od swojej odpowiedzialności, puhuhu... Ciekawe, jak by to wyglądało...

- W takim razie ty je nam przynieś.

- Hoo? Chcesz się mną wysługiwać?

- Monokuma! Chcesz tej gry! - krzyknął Gianluca, przypominając o celu gry. - Musimy to przeżyć!

- Mrmrmrhhhmmrhrhrrhmhmhrmrr... - mruczał pod nosem niedźwiedź. - No dobra! MonoKomitet, raz-raz!

Monokuma zaklaskał łapkami. Po paru minutach usłyszeli dźwięk jadącej windy i karmazynowe wrota na salę się otworzyły, a z przytulnego holu wyszły niedźwiadki z MonoKomitetu, niosąc kupki ciuchów. Każdy dostał swoją piżamę.

- Zadowoleni?

- Tak. Teraz trzeba tylko...

Arthur przygotował guzik do porównania i zaczął chodzić po ławkach i patrzeć, czy gdzieś jakiegoś nie brakuje. Jego własny dresik i koszulka w biało-szare paski... Koszula nocna i szlafmyca Gianluci... Dres i koszulka z sową Catherine... Złote pantalony z różą i biały podkoszulek Oscara... Bokserki z juty Veikko... Jednoczęściowy kostium dinozaura Brendy... Polarowe spodnie i koszula z twarzą faraona Kazimira... Nic, nigdzie żadnych guzików...

Wtem!

Zobaczył.
Różowe spodenki, błękitna koszulka, na której piersi była różowa kieszonka, z której wystawał równie różowy kotek. Kotek, którego lewe i jedyne oko były zrobione z prostego, czarnego guzika o średnicy 5 milimetrów, przyszytego przez cztery dziurki różową nicią. Arthur przyłożył znaleziony guzik do prawego oka - idealnie dopasowane. Spojrzał w twarz właścicielki piżamy.
Rozpościerała się przed nim rozpromieniona twarzyczka Klaudii Klamczak.

 Rozpościerała się przed nim rozpromieniona twarzyczka Klaudii Klamczak

- To ta - wyszeptał.

- Hmmm? - mruknęła dziewczyna.

- To stąd pochodzi guzik.

Klaudia otworzyła oczy i spojrzała najpierw na guzik, a potem na kotka z jej piżamy. Potem znowu na guzik, potem znowu na kotka. Znowu na guzik, znowu na kotka. Guzik, kotek, guzik, kotek, progresywnie coraz bardziej rzedła jej mina.

- Ale... Ale... jak to...? Przecież jeszcze wczoraj... Jak się kładłam... Widziałeś przecież, prawda? Kiedy ja go... - Jej głos zaczynał drżeć. - Przecież mnie tam nawet...!

- Klaudia. - Arthur wrócił na swoje miejsce. - Proszę, przypomnij mi swoje alibi.

- N-No... Wyszłam o 1:17...

- Skąd wiesz?

- Zegarki! Na korytarzach i w E-Handbooku. Widziałam je... Jak wracałam z miotłą i szufelką to była 1:20... O 1:30 znowu wyszłam i wróciłam o 1:33... I nigdzie indziej w tym czasie nie szłam! Nic nie widziałam, nic nie słyszałam, było pusto i cicho...

- A jednak twój guzik jest na tym samym korytarzu, którym w tym czasie ciągnięte było ciało Jamesa.

- Ale Samantha...! Samantha słyszała, jak jej mówię, że była 1:35! Sprawdziłam w E-Handbooku! Nie mogłam się z tym uwinąć w osiem minut! - Klaudia miała już łzy w oczach, gdy Arthur przepytywał ją z pustym wzrokiem.

- Ja... - Samantha była zakłopotana. - Słyszałam jak mi to mówi, tak, ale... Nie sprawdziłam tego sama... Nie wiem, czy mówiła prawdę.

- Nie masz prawdziwego alibi, panienko Klamczak! - zawołał Gianluca. - W dodatku jako jedyna potwierdziłaś, że wyszłaś w nocy z pokoju, poza Jamesem, nie inaczej! A twój guzik został znaleziony na korytarzu, którym poruszał się morderca! Nie sądzisz chyba, że to nie śmierdzi, mmm?

Z oczu Klaudii już leciały strużki łez.

- Ja nic nie zrobiłam! Odczepcie się! Czemu traktujecie mnie jak Winną?! Ja naprawdę... Chlip, naprawdę nic...!

- "Nie byłaś po stronie Jamesa w sporze dwa dni temu, prawda?" - zapytała szybkimi skrobnięciami Inge.

- To nic, chlip...! Nie ma nic wspólnego!

- Ale też chciałaś uciec bez walki z Mistrzem Gry - dorzucił Veikko. - To by cię mogło skłonić do prób sforsowania drzwi.

- Nic takiego nie było! Nie macie dowodów! Chlip! Jak to by w ogóle miało wyglądać?

Arthur zacisnął pięści. Czuł, że jest na szlaku. Wypatrzył swoją, niestety, ofiarę - teraz należało tylko to uporządkować, by wszystko stało się jasne. Motyw, metoda i okazja... Listy, siekiera, forsowanie drzwi...

- A zatem od początku - zaczął. - Wszystko zaczęło się wieczorem 2 września, dwa dni temu, kiedy Monokuma rozdał wszystkim listy z ich motywami. Nie wiem, co było w liście Winnej, ale miałem potwierdzenie, że treści listów są trafne, więc pewnie i ją mógł zmotywować do próby ucieczki. Zaczęło się tej samej nocy - Winna wyszła po rozpoczęciu ciszy nocnej na korytarze internatu i użyła noża z zagiętą końcówką, by włamać się do kanciapy wuefisty i wziąć jedną z siekier. Następnie poszła do holu i zaczęła uderzać nią w drzwi frontowe, próbując je sforsować: to był powtarzający się huk, jaki słyszeliśmy tamtej nocy. Jednak wtedy nikt nie postanowił się skonfrontować z Winną. Minął cały dzień i nic szczególnego się w związku ze sprawą nie stało - jedynie Winna zdała sobie sprawę, że za wcześnie zaczęła swoją akcję, dlatego tej nocy postanowiła zacząć później, o pierwszej. Nie wiedziała, że Gianluca jeszcze nie śpi i słyszy huk. Winna powtórzyła akcję z kradzieżą siekiery i forsowaniem drzwi, ale tym razem ktoś postanowił zareagować - James Rhodes, który według Kazimira wstał o 1:23 i postanowił pójść do holu skonfrontować się z uciekinierem. Nie możemy być pewni, co się stało, ale moja teoria jest taka, że James zaszedł Winną od tyłu, a ona się zamachnęła siekierą w swoją lewą, obróciła i uderzyła Jamesa w skroń, zabijając go. Na pewno było przy tym dużo krwi, więc Winna musiała sobie jakoś z tym poradzić. Ale najpierw postanowiła ukryć swoją zbrodnię - przyniosła z kanciapy materac i skakankę, na materacu przewiozła ciało do kuchni. Dlatego znaleziony materac był cały pokryty krwią Jamesa, a na korytarzach od holu aż do kuchni widać było lepkie ślady, jakie zostawiała brudna plama pod spodem. Materac ze zwłokami na pewno też był ciężki, dlatego Winna zmagała się z jego ciągnięciem, niechcący przy tym gubiąc guzik ze swojej piżamy. W końcu dowiozła ciało do kuchni i spreparowała "miejsce zbrodni", przywiązując ciało do krzesła i zostawiając wiadomość "CAT", która miała wrobić Catherine, która na nieszczęście Winnej ma na ten czas alibi. Po tym należało tylko posprzątać krew z holu, wrzucić zakrwawione ciuchy do pralki i wrócić. Teraz Winna chciała jeszcze jednego zabezpieczenia - alibi. Postanowiła wykorzystać fakt, że jej współlokatorka, Samantha, była zaspana i nie znała czasu. Możliwe, że specjalnie zrzuciła butelki, by załatwić sobie zajęcie na "czas morderstwa", a gdy Samantha zapytała o godzinę, Winna skłamała, że jest 1:35, by zapewnić sobie formę alibi. Kto by ogarnął wszystkie preparacje w 8 minut? Możliwe że specjalnie, możliwe że niechcący, Winna zatrzasnęła drzwi do ich pokoju jeszcze przed zaśnięciem, może w formie dodatkowego zabezpieczenia przed oskarżeniem. Jednak jest tylko jedna osoba, która mogła taki plan wykonać zostawiając tylko takie ślady.

Arthur powoli podniósł rękę i wskazał palcem na zalewającą się łzami Polkę.

- Klaudio Klamczak, Superlicealna Architekt. Ty zabiłaś Jamesa Rhodesa.

 Ty zabiłaś Jamesa Rhodesa

- Nie! - krzyknęła. - Nie, nie, nieee! To wszystko nie tak! - Płakała. - Mówię wam wszystkim przecież, ja naprawdę tylko zamiatałam! I naprawdę były te godziny, o których mówiłam! Widziałam i słyszałam tylko tyle! O co chodzi?! Co to za zmowa?! Ktoś mnie wraaabiaaa!

Jednak nikt nie odpowiedział na jej błagania. Wszyscy tylko patrzyli na nią ze zmartwieniem lub tkwili w zamyśleniu. Klaudia zabiła Jamesa? Klaudia? Ona? Ta wesoła dziewczynka, która promieniowała energią, odkąd tylko się zjawili? Zabić?

- Błagam...! Uwierzcie mi! Ktokolwiek! Samantha? - Oskarżona spojrzała błagająco na współlokatorkę, ale strażaczka tylko pokręciła głową w zmieszaniu. - Nie! Nie! Ja naprawdę nie...! Aaaaaa!

Zaczęła głośno łkać, zasłaniając twarz dłońmi. Arthura kłuł ten widok w serce, ale było już za późno. To on wywnioskował tę prawdę i to on podniósł oskarżycielski palec. Za późno, by kwestionować swoje decyzje... prawda?

- To co, misiaczki? Jesteście gotowi na czas głosowania? Puhuhuhu... Pamiętajcie, jeżeli Klaudia jest niewinna, wszyscy umrzecie, poza prawdziwym Winnym!

- Sugerujesz, że to nie ona? - zapytał Veikko.

- Nie, coś ty, Chałwa! Jest taka sama szansa, że to ona, jak i że to nie ona! Puhuhu... Wasza decyzja, którą ścieżką pójdziecie, kochasie.

Wszyscy poczuli wibracje w kieszeniach. Spojrzeli na E-Handbooki - Monokuma zdalnie aktywował na nich aplikację "Czas głosowania". Szesnaście przycisków z uproszczonymi wizerunkami ich twarzy (jeden, Jamesa, przekreślony) i jedno pytanie: "Kto jest Winnym?".

- Wystarczy, że wybierzecie jedną z opcji i wciśniecie czerwony guzik - wyjaśnił Monokuma. - Gdy głosowanie się skończy, pokażę wyniki na ekranie. Powodzenia!

Arthur wbił wzrok w przycisk z twarzą Klaudii. Jego palec zawisł tuż nad nim. Czy to... na pewno dobra decyzja?
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.

- Sprzeciw.

Głos rozerwał ciszę wybierania kandydatów na Winnego. Głos, na którego dźwięk w żołądku Arthura coś się przekręciło. Czy popełnił jakiś błąd? Czy ktoś znalazł lukę w jego rozumowaniu? Klaudia jest winna, czy nie? Kto jest mordercą?
Wszyscy spojrzeli na osobę mówiącą. Nie wybrała jeszcze nikogo, stała wyprostowana przy swojej ławce, patrząc nieprzyjemnym wzrokiem na... Arthura. A więc to było do niego.

- Klaudia nie jest mordercą - powiedziała Catherine. To ona wniosła sprzeciw.

- Słu...cham...?

- Tak! Tak! Dziękuję! Dziękuję! - Klaudia chciała się rzucić z uściskami wdzięczności na Cat, ale ta ją delikatnie odepchnęła.

- W twoim rozumowaniu jest bardzo duża luka, Arthurze Pohl. Jeszcze chwila i skazałbyś nas wszystkich na śmierć, a prawdziwy morderca by uciekł.

- ... - Arthur nie reagował. Co się dzieje?

- Wszystko, co wypunktowałeś, miałoby sens i wskazywałoby na Klaudię w normalnych okolicznościach. Ale okoliczności nie są normalne. To bardzo sprytna pułapka zastawiona przez mordercę.

- O... O czym mówisz...? Catherine...? - zapytała Samantha.

- Jest pewien bardzo ważny szczegół w zeznaniu Klaudii, który przeoczyłeś. Zeznanie może i owszem, nie jest prawdziwe... ale to nie wina zeznającej.

- Hę...? - Arthur przestał nadążać.

- Przypomnij sobie dokładnie, co mówiła - była na korytarzu między 1:17 a 1:20, w pokoju między 1:20 a 1:30 i znowu na korytarzu między 1:30 a 1:33. Po tym wróciła do pokoju i nikt go nie opuścił do rana. To znacznie zmienia postać rzeczy, jeżeli się skupi na innym szczególe.

- To znaczy?

- To inne słowa, które Klaudia przywołała parę razy: nic nie widziała i nic nie słyszała, gdy była na korytarzu. I tak jak za drugim wyjściem to mogło być możliwe, tak za pierwszym, które miało miejsce długo przed 1:27, to nie powinno mieć miejsca. W końcu jest kilku świadków potwierdzających, że do tego czasu coś było słychać non-stop.

- Huk uderzeń... Klaudia, słyszałaś je?

- Nie! Ani razu! - zawołała z uporem.

- Ale... jak to...? - Arthur był już kompletnie zdezorientowany. Przecież Klaudia nie była głucha, nie lunatykowała, nie była za wyciszającymi drzwiami pokoju. Dlaczego między 1:17 a 1:20 nie słyszała huków forsowania drzwi?

- Odpowiedź na to jest zaskakująco prosta, Arthurze - wyjaśniała dalej Catherine, jakby czytając mu w myślach. - Drzwi były forsowane tylko w okresie 27 minut tej nocy. Od 1:00 do 1:27. Skoro Klaudia ich nie słyszała ani razu, co to może znaczyć?

- Że... była poza pokojem... w innych godzinach...! - Arthur trzymał się za czoło. Czyżby to miała być prawda? Czy Klaudia się jakimś cudem pomyliła? - Ale przecież dokładnie i kilkukrotnie powtarzała godziny, w jakich operowała! Dlaczego miałyby być niepoprawne?

- To też sprawka mordercy, by zapewnić sobie fałszywe alibi na czas morderstwa. "Jest 1:35", powiedziała Samancie kładąc się spać. Alfredzie, która godzina jest na twoim E-Handbooku?

- Hę? - Reville spojrzał na swoje urządzonko. - 13:46.

- Dziękuję. Klaudia, która godzina jest na twoim?

- Na moim...? - Dziewczynka zerknęła na swoje. - Na moim jest... 13:01...

- 45 minut różnicy. Wstecz. Kiedy Klaudia operowała po korytarzu, wszystkie godziny, które podała, tak naprawdę były o 45 minut do przodu.

Arthur złapał się za głowę. Jej zegarek był przestawiony! Źle zrozumiała godziny! Żadna 1:15, żadna 1:35! Obudziła się o 2:00 w nocy, poza pokojem była między 2:02 a 2:05, później między 2:15 a 2:18! Kiedy kładła się znowu spać, nie była 1:35, tylko 2:20! To wszystko był jeden wielki błąd! I on miał już ją za to skazać!

- Ale... Ale... w takim razie... jak do tego doszło?! - krzyczał. - Przecież... pytałem Klaudię o godzinę jeszcze tego samego wieczora, zanim poszliśmy spać! Jej zegarek działał tak samo jak mój!

- Nikogo nie było w naszym pokoju... - Klaudia była na krawędzi. - Nie pamiętam, by mi go ktoś przestawiał...

- Nie byłaś w nim jednak sama. To nam pozwoli przyszpilić mordercę - jedyną osobę, która mogła doprowadzić do takiej manipulacji - mówiła Catherine.

Jedyna osoba, która mogła przestawić zegarek Klaudii w nocy... Jedyna, która była poza nią w pokoju...
...
Nie...
Niemożliwe...!

- Samantho Kirschbaum! - Catherine wskazała na strażaka. - Ciebie oskarżam o zabójstwo Jamesa!

Wybuchła prawdziwa wrzawa. W oceanie zadających różnorakie pytania głosów dryfowała jedna dziewczyna. Wysoka, śniada dziewczyna w czarnej koszuli, coraz ciemniejszej od zalewającego ją potu. Samantha patrzyła w przestrzeń, dyszała, jej źrenice się skurczyły.
Nieee, niemożliwe. Wszyscy, ale żeby ona zabiła Jamesa? Samantha!? Przecież ona była jego najlojalniejszym poplecznikiem od samego początku! Prawą ręką, można rzec.

- Nie wierzę... - wyszeptał Arthur. - Samantha nam pomagała od samego początku! Nie zabiłaby Jamesa!

- Właśnie! - krzyknęła Elle.

- Też tak sądzę - dołączył Kazimir.

- Ale nie ma innej osoby, która by mogła wrobić Klaudię. Bo chyba widzisz wyraźnie, że to miało miejsce, prawda? - zapytała Catherine.

- Mi tam Salamander od początku wydawał się podejrzany... - Brenda patrzyła na Niemkę wilkiem.

- Wersja Catherine wydaje mi się bardziej prawdopodobna - wspomniał Veikko.

- Może i miało, ale... - Arthur był w rozterce. Nie chciał znowu myśleć, że Klaudia była winna, ale to, że Samantha ma być, już mu się nie mieściło w głowie. A skoro to nie ona... to dowody wskazywały tylko na Klaudię.

- Ohohoho, chwileczkę! - rozbrzmiał denerwujący głos.

- Cóż to moje piękne oczka widzą, czyżby to było rozbicie opinii między członkami klasy? - zawołał Monokuma - Czy to pora na mój ulubiony etap rozprawy?

- Cóż to moje piękne oczka widzą, czyżby to było rozbicie opinii między członkami klasy? - zawołał Monokuma - Czy to pora na mój ulubiony etap rozprawy?

- Jaki... etap...? - Gabrielle chciała się wycofać, ale jej kostki zostały skrępowane przez dwie żelazne bransolety wysunięte mechanicznie z ławki.

Każdy doświadczył takiego uwięzienia - i kiedy nie mogli się poruszać, Monokuma wcisnął wielki, czerwony guzik na swoim tronie, a wszystkie ławki zaczęły się automatycznie przesuwać. Kółko zamieniło się w dwa rzędy ustawione naprzeciwko siebie. Po jednej stronie była grupa Catherine, po drugiej - grupa Arthura.
Monokuma ustawił się pomiędzy ławami tak, by na wszystkich mógł patrzeć. Ekran nad nim się zapalił i wielkimi literami pojawiło się pytanie:

"KTO ZABIŁ JAMESA?

ZESPÓŁ A: KLAUDIA
ZESPÓŁ C: SAMANTHA"

- Jesteście gotowi?

Arthur, Samantha, Alfred, Gabrielle, Elle, Kazimir i Inge przytaknęli. Catherine, Klaudia, Brenda, Veikko, Oscar, Vincent, Floryka i Gianluca również.

- To niech się zacznie Dwustronna Debata! - Monokuma uderzył sędziowskim młotkiem w guzik, a na ekranie pojawił się licznik punktów; drużyny miały dostawać po jednym za każdy trafny argument. - Zespoły Arthura i Catherine, do kłótni, start!

- Przecież byłam w pokoju w czasie morderstwa! Klaudia sama to powiedziała! - krzyknęła Samantha.

- Jej zegarek był przestawiony o 45 minut. Nie mamy prawdziwego potwierdzenia, gdzie byłaś w tym czasie - odparł Veikko.

- Ale... przecież Samantha od początku pomagała Jamesowi! Czemu chciałaby go zabić? - zapytała Gabrielle.

- Señorita l'Hantise, mówię to z bólem serca, ale sam Arthur, mi amor, powiedział, że to mógł być przypadek. - Wąsy Oscara były opuszczone w przygnębieniu. - Poza tym wszyscy dostaliśmy motywy...

- Ale jeżeli to miałaby zrobić Samantha, to po co włamywałaby się do kanciapy? - Alfred się podrapał po brodzie. - Veikko znalazł ślady, ale Sam przecież ma własny topór...

- A skąd myślisz że wzięła materac i skakankę, brytyjski palancie!? - Brenda uderzyła w ławkę.

- "W takim razie czemu nóż był zagięty już od poprzedniej nocy?" - napisała Inge.

- Możeee... chciała oszczędzić swój topór? - zastanowiła się Klaudia.

- Ale guzik Klaudii jednak znalazł się na korytarzu, którym szedł morderca - zauważył Kazimir.

- Co powstrzymywało tę morderczą sucz od oderwania jej guzika i podrzucenia tam jako zmyłkę? - skontrowała Floryka.

- Samantha by nigdy nikogo nie zabiła! - wrzasnęła Elle.

- Nie masz tej pewności! Znacie się trzy dni! - Gianluca był bezwzględny.

- Skoro swoje oskarżenie opierasz na przestawionym zegarku Klaudii - powiedział Arthur - to skąd wiecie, że sama go nie przestawiła dla wrobienia właśnie Samanthy?

- Przekonasz się, że tak nie jest - odpowiedziała Catherine - jak zobaczysz mój ostateczny dowód.

Ekran pokazywał 6-0 dla drużyny C. Jej przełożona włączyła swój E-Handbook i wyświetliła na innym ekranie zdjęcie przedstawiające ją samą i szeroko uśmiechniętą Klaudię o poranku - znacznik pokazywał datę 4 września 2010, godzinę 6:27.

 Jej przełożona włączyła swój E-Handbook i wyświetliła na innym ekranie zdjęcie przedstawiające ją samą i szeroko uśmiechniętą Klaudię o poranku - znacznik pokazywał datę 4 września 2010, godzinę 6:27

- To selfie spontanicznie zrobiła dzisiaj ze mną rano Klaudia, na niedługo po wydostaniu się z ich pokoju. Na pierwszy rzut oka widać na nim tylko mnie i ją, ale jak się zbliży na lewą stronę...

Zdjęcie zostało przybliżone - przy jednej ze ścian stała jakaś postać i majstrowała przy zegarku. Postać w czarnych ciuchach i włosach zapiętych w kucyk... Samantha...!

- Powiedz mi, Samantho. Co robiłaś z tym zegarkiem?

- J-J-Ja...! Przestawiałam go, bo...! Słyszałam narzekania, że był niezgodny z innymi, więc...! Uch... Ja go tylko...

- Chciałaś sobie zapewnić fałszywe alibi, więc przestawiłaś zegarki w nocy dla zmylenia Klaudii. Nie ma innego powodu, by nagle wszystkie wzdłuż trasy z holu do kuchni były przestawione. Nie zauważyłeś tego, Arthur? Zegarki w takich miejscach jak prysznice czy pralnia chodziły dobrze. Jednak żeby dobrze ukryć mistyfikację, trzeba by było nastawić je z powrotem niezauważenie, a to było niemożliwe, gdy Samantha wyszła z pokoju dopiero rano. Przypadkiem, bo przypadkiem, ale dzięki temu Klaudii udało się ją przyłapać na zdjęciu. Nikt w tym czasie nawet nie myślał o zegarkach.

- Ale... ja nie... - Arthur był zupełnie zdezorientowany. Zegary? Zegary były odpowiedzią?!

- Najwidoczniej nie odkryłeś całej prawdy, "detektywie".

- ...

Wszyscy wpatrywali się w rozmazany wizerunek Samanthy na zdjęciu. Punktacja na ekranie Monokumy skoczyła do 7-0 dla zespołu C.

- To jest nasza odpowiedź - powiedziała Catherine. - Samantha, ty zabiłaś Jamesa. Nikt inny.

Ekran zgasł, Monokuma wrócił na swoje miejsce, podobnie z ławkami i ich właścicielami - znowu uformowali kółko na środku sali.
Arthur nie mógł się otrząsnąć. Samantha z resztą też. Stali zapatrzeni w przestrzeń, podczas gdy pozostali dyskutowali o sprawie.

- Więc żeby zrewidować podsumowanie Arthura... - Catherine znowu zaczęła mówić. - Rzeczywiście, zbrodnia zaczęła się wieczorem 2 września, po rozdaniu motywów. Cokolwiek było motywem dla Winnej, najpewniej to ją skłoniło do rozpoczęcia swoich własnych prób ucieczki. Spróbowała jeszcze tej samej nocy, najpewniej używając siekiery z kanciapy, skoro nóż był zagięty już od dwóch dni. Te huki nieudanej próby słyszeliśmy poprzedniej nocy, krótko po rozpoczęciu ciszy nocnej. Inaczej było kolejnej nocy - tym razem Winna postanowiła zacząć wyłamywanie o pierwszej, co potwierdza Gianluca. Jednak tym razem nie pozostała bez reakcji - o 1:23 James wyszedł z pokoju spotkać się z kimkolwiek, kto tej nocy forsował drzwi. Tą osobą była Winna i choć nie możemy być pewni, co się tam stało, ostatecznie tylko ona mogła tam zabić Jamesa. Nastąpiło to o 1:27, po tym zdecydowała się ukryć morderstwo, wrobić Klaudię i jej kosztem stworzyć sobie fałszywe alibi - najpierw włamała się do kanciapy po materac i skakankę, z ich pomocą przeniosła ciało do kuchni i sfabrykowała miejsce zbrodni, przy okazji wrabiając też mnie. Następnie pozbyła się śladów krwi w holu i ze swoich ubrań, ale nie pozbyła śladów po ruchach materaca. Zamiast tego wróciła do pokoju, urwała jeden z guzików Klaudii i podrzuciła go na ścieżce na miejsce zbrodni, by zmylić trop. Po tym pozostało Winnej jedynie zapewnienie sobie alibi. Do tego wykorzystała fakt, że samotnie w szkole może przestawić wszystkie widoczne zegarki - cofnęła je o 45 minut, by pokazywały godzinę właśnie około prawdziwego czasu morderstwa, zmieniła też godzinę na E-Handbooku Klaudii, a następnie obudziła i zmanipulowała ją do wyjścia na korytarz, by mieć świadka, że w czasie morderstwa nie wychodziła z pokoju. Kiedy Klaudia skończyła i wróciła do snu, pozostało jedynie nastawić zegarki z powrotem na odpowiednią godzinę. Niestety, tutaj gładkość planu Winnej została naruszona - wraz ze swoim powrotem do pokoju Klaudia przypadkiem zatrzasnęła drzwi od zewnątrz, zamykając Winną w pułapce aż do poranka. Dopiero kiedy zostały uwolnione po zakończeniu ciszy nocnej, Winna mogła dopełnić swój plan i nastawić zegarki na dobrą godzinę, zanim ktoś się zorientuje - wtedy Klaudia uchwyciła ją na zdjęciu ze mną.

Samantha się trzęsła i głośno łkała. Była blada jak ściana, gdy Catherine wbijała w nią chłodne jak lód spojrzenie.

- Tak wygląda prawda za śmiercią Jamesa. Nie mam racji, Samantho Kirschbaum, Superlicealna Strażak?

- Nie! Nie, nie, nie, NIE! NIEEEEEEEEEEEEEEEEEEEE!!! - Niemka zasłoniła twarz, padła na kolana i się skuliła

- Nie! Nie, nie, nie, NIE! NIEEEEEEEEEEEEEEEEEEEE!!! - Niemka zasłoniła twarz, padła na kolana i się skuliła. Ryczała głośno i żałośnie. Ale to nie były łzy osoby niesłusznie oskarżonej... Zupełnie inne, niż te Klaudii.

- Świetnie, świetnie, piękny teatrzyk! - zawołał Monokuma. - Ale już się nuuudzęęę! Dosyć tego! Czas głosowania!

Na E-Handbookach wszystkich znowu pojawiła się opcja wyboru Winnego. Wyniki miały być ogłoszone po zakończeniu głosowania. A Arthur... tylko się wpatrywał w 16 przycisków z twarzami.
Samantha... i Klaudia... Dziewczyny z pokoju 7... Czy Sam naprawdę mogła kogoś zabić...? Ale z drugiej strony... Od początku czuł się dziwnie mówiąc, że winna jest Klaudia...

- No dalej, głosujemy, głosujemy! - Monokuma się niecierpliwił. - Kto nie zagłosuje, ten nie dostanie obiadu! Bo umrze!

Samantha... Klaudia... Samantha... Klaudia...
Samantha... Klaudia...
"Najwidoczniej nie odkryłeś całej prawdy, «detektywie»".
Arthur wybrał swoją opcję.

- Iii mamy to! - Monokuma okrzyknął radośnie. - Głosowanie zakończone! Oto wyniki!

Pojawiły się na ekranie:

"Samantha: 11

Klaudia: 3

Arthur: 1"

Nie mógł wybrać. Arthurowi kompletnie wszystko wywróciło się do góry nogami. Klaudia? Samantha? A pies to... Wybrał siebie. Stchórzył.

- I co...? - zapytała Elle. - Czy udało nam się?

Monokuma chwilę milczał, trzymając oczy zamknięte, jakby medytował. Następnie je otworzył, wstał, podniósł łapki i...

- Tak!!! Brawo! Udało wam się znaleźć mordercę! Gra jeszcze sobie potrwa, puhu! Dziękuję za jej przedłużenie, bo byłoby bardzo nudno, gdybyście przegrali już tu i teraz...

- Czyli... to ona...? - wymamrotał Arthur.

- Tak jest! Winną w tej sprawie i mordercą Lazurowego Gniota jest Samantha Kirschbaum, Superlicealna Strażak! Puhahaha! Widzę wszystko przez kamery, więc wiem.

Wszyscy spojrzeli na wyżej wymienioną. Nadal leżała skulona na ziemi, zalewając się łzami.

- Ja nie chciałam...! Ja nie chciałam! To był wypadek...! - łkała.

- Hej, Sam...? - Elle podała jej rękę i pomogła się podnieść, nawet użyczyła chusteczkę do otarcia twarzy. - Już, spokojnie, nikt ci nic nie robi.

- Kwestia czasu! - wrzucił Monokuma, ale zbiorowy mrożący wzrok Gianluci, Floryki i Catherine go uciszył.

- Dlaczego? - zapytała ją Klaudia. - Co tam się stało?

- Czy to przez twój list? - dopytywał Alfred.

- Buu... Chlip... - Samantha jeszcze przełykała ostatnie żale. - Tak... jakby... Uchhh... Mam wam to powiedzieć...?

- Nie zwlekaj, tylko mów! Chociaż tak odpowiedz za swój czyn! - skarcił ją Gianluca.

- Już, już, um... Tak... Może zacznę od listu...

- To przez niego chciałaś uciec...? - Gabrielle wyglądała na zmartwioną.

- Uhum... Widzicie, ja... Ugh, to takie głupie. Mam... mam klaustrofobię. Silną. Um... Arthur?

- Tak...? - podniósł wzrok na nią, Winną, której prawie uratował skórę.

- Pamiętasz, jak ci mówiłam o swoim tacie? Że dzięki niemu zostałam strażakiem i nie wiem, gdzie bym bez niego była? Mówiłam tak, bo... jak chodziłam do podstawówki... para wrednych dzieci mnie zamknęła w mojej szafce w szatni... Tkwiłam tam, aż usłyszałam alarm i krzyki, w szkole wybuchł pożar... i umarłabym. Gdyby nie mój tata, kapitan straży... Uratował mnie, ale już nigdy więcej nie chciałam być nigdzie, skąd nie mam wyjścia! Zostałam strażakiem, bo znałam ból tych wszystkich ludzi uwięzionych w ognistej pułapce. Dlatego tak bardzo chcę wyjść z tej przeklętej szkoły! Dlatego chciałam sforsować te drzwi! Bo mój list mnie zapewniał, że nie ma stąd ucieczki, jeżeli nikogo nie zabiję... Ale nie chciałam tego robić. Dlatego próbowałam zniszczyć te drzwi...

- Gadka-szmatka, Salamander, Jamesa jakoś zabiłaś - powiedziała Brenda. - Bo co? Skoro tak bardzo nie chciałaś?

- To... Chlip... To był przypadek... naprawdę! Popatrzcie... - Samantha wysunęła przed siebie rękę z bransoletką. Dopiero teraz wszyscy mieli okazję zobaczyć jej Kod NG: "Zakaz bycia bezpośrednio dotkniętą w trakcie ciszy nocnej". - Szedł na mnie... To myślałam...

* * *

Około 12 godzin wcześniej, 1:25 w nocy

4 września 2010?, HPEBS
Hol wejściowy, parter

Szczęk!
Szczęk!
Szczęk!
Szczęk!
Samantha z pasją uderzała swoim wielkim, czerwonym toporem w te paskudne wrota.
Szczęk!
Szczęk!
Szczęk!
Co za gówno! Czemu nawet nie drgną!?
SZCZĘK!
SZCZĘK!

- Samantha! Co ty wyprawiasz!? - usłyszała za sobą. - Czy ty... uciekasz?

Nie obejrzała się. Nawet nie przestała uderzać. Poznała głos Jamesa, ale miała to teraz głęboko w dupie. Wyjdzie z tego wariatkowa!

- Samantha! Wiesz, jakie to będzie miało skutki? Już nawet nie chodzi o naszą umowę, że pokonamy Mistrza Gry. Rozumiem, że chcesz uciec, chcę tak samo jak ty...

Szczęk!
Szczęk!

- Gówno wiesz! - krzyknęła w odpowiedzi. - Nie zbliżaj się!

Szczęk!
Szczęk!
Szczęk!

- ...Ale jeżeli teraz uciekniesz, wciąż mając bransoletkę na ręce, umrzesz!

Szczęk!

- Nie podchodź do mnie!

Szczęk!

- Dlatego proszę cię, Samantha, dla dobra swojego i mojego...

- Odejdź!

Szczęk!

- ...Odłóż...

Szczęk!

- ...Tę...

Szczęk!

- James!

- ...Siekierę! - Skoczył w jej stronę.

- ZOSTAW!

- AGH-!

I nastąpiło ostatnie uderzenie. Trysnęła krew.

- ...!

Samantha patrzyła, jak James upada. Z jego głowy, mimo topora wbitego w lewą skroń, wyciekał na ziemię strumień krwi i jakiejś półprzezroczystej mazi, tych samych, które znajdowały się teraz na jej ubraniu.

- ...

Nie ruszał się. Nic nie mówił. Oczy miał otwarte, ale nie mrugał. Jego skóra zaczęła blednąć.

- ...James?

Kałuża krwi rosła, dotknęła już czubków glanów Sam.

- James?!

Nic.

- ...

O Jezu.

- O nie, nie, nienienienienie... James, błagam, wstań...! Już, patrz, wyciągam topór i... - Krew trysnęła jeszcze mocniej. - Nie! Agh... Cholera... James...? James!

* * *

Teraz

4 września 2010?, HPEBS
Sala sądowa

Zapanowała cisza. Samantha skończyła relacjonować moment zabójstwa. A więc to naprawdę był wypadek...

- Bałam się... Bałam się, że mnie dotknie i umrę. Dotychczas udawało mi się tego unikać, ale... ta przeklęta bransoletka... - Dziewczyna otarła łzy.

- A czy... - zaczęła Elle - ...wiesz, czemu chciał cię powstrzymać?

- Zobaczyłam jego bransoletkę, zanim zgasła... James był w naprawdę skomplikowanej sytuacji w kwestii wspólnej ucieczki. Nie żartował mówiąc, że chce mnie powstrzymać dla dobra i mojego i swojego...

- Jak to? - zapytał Oscar.

- Jego Kod NG... "Zakaz wypuszczenia kogokolwiek z dozwolonego terenu gry". - Samantha uśmiechnęła się gorzko. - Gdyby komuś udało się uciec, żywym czy nie... James by skończył jak pan Hosen.

- ...

Co za paskudna sytuacja. James chciał ją powstrzymać, żeby uratować swoje i jej życie, a ona go zabiła, choć niechcący, ale by uratować swoje... A teraz, jeżeli egzekucja dojdzie do skutku, zginie i tak.

- Dios mío... - Oscar chlipał.

- Do dupy z tym wszystkim - westchnęła Brenda.

Zapanowało przygnębienie. Samantha zabiła Jamesa... przypadkiem. Żeby chociaż z jakiegoś porządnego powodu, a tak...

- Ktoś ma jeszcze jakieś pytania? - zapytał Monokuma. - Bo zbliża się już czas na karę!

- Dlaczego zmieniłaś nóż w śrubokręt już noc wcześniej, skoro jeszcze nie potrzebowałaś materaca ani skakanki? - zapytał Alfred.

- Najpierw używałam zwykłej siekiery, jednej z tych w kanciapie... - wyjaśniła Winna. - Dopiero gdy po pierwszej nocy okazała się nieefektywna, to wzięłam swój własny topór. Jest większy, liczyłam, że zadziała...

- A... A co z zegarkiem w E-Handbooku Klaudii? - zwróciła uwagę Gabrielle. - Mogłaś go z powrotem nastawić na dobrą godzinę zawczasu... Może teraz byś nie była wykryta... Nie tak szybko przynajmniej...?

- Heh... - Sam zachichotała smutno. - Mogłam go przestawić za pierwszym razem, bo leżał na jej szafce. Ale za drugim, gdy zasnęła z nim w ręce... Za nic nie dała sobie go wyciągnąć. Ma bardzo mocny ścisk przez sen. Nie chciałabym z nią spać w jednym łóżku...

Ludzie pokiwali głowami.

- Właściwie to... czemu ja? - Klaudia popatrzyła na współlokatorkę. - Czemu mnie chciałaś wrobić?

- To proste. Mieszkam z tobą, więc było najłatwiej.

- A czemu Catherine? - zapytał Kazimir.

- Tak dla wstępnej zmyłki... Poza tym wszyscy wiedzieli o ich rywalizacji, więc mogło to posłużyć za motyw.

- ...

- ...

- To wszystko, co dotychczas mówiłaś... - odezwała się znowu Elle. - Że chcesz na wszystkich uratować... Że to twoje zadanie jako strażaka i jako członka Samorządu... Czy to była prawda? Myślałaś to?

Samantha zamilkła z enigmatyczną miną. Wszyscy na nią patrzyli przez tę chwilę ciszy.

- Może... - mruknęła. - Nie umiem już powiedzieć. Nasze dni tutaj były jak sen... Przeplatające się sceny o mniejszym lub większym sensie, myśli różnego pochodzenia. W jednej chwili spędzałam naprawdę miły czas z grupą przyjaznych ludzi... W drugiej krztusiłam się od płaczu w łazience, czując, jak coraz bardziej zatęchłe powietrze wypełnia mi płuca. Nie umiem już stwierdzić co i kiedy mną kierowało. Pewnie były nieraz momenty, gdy chciałam o was zadbać. A czasami... ten przeszywający strach... który dawał mi siłę, by uderzać w te przeklęte drzwi... Aż w końcu uderzyłam nie tam, gdzie trzeba...

- ...

- Co ja mam teraz zrobić? - zapytała Elle. - Jamesa już nie ma. Ciebie też zaraz nie będzie. Z Samorządu zostałam tylko ja! Zostawicie mnie po prostu?!

- Elle - przerwała jej Sam. - Byłaś nieocenioną pomocą dotychczas. Nie poddawaj się... nie tak, jak ja... a na pewno jakoś to pójdzie.

- Ja mam jedno pytanie - powiedziała Catherine. - Samantha. Skoro to nie było celowe morderstwo i twierdzisz, że nie chciałaś tego wszystkiego... to czemu zdecydowałaś się zatrzeć ślady i wrobić Klaudię? Wiedziałaś, że skazujesz nas tym wszystkim na śmierć.

- ...

Wszyscy obserwowali Winną. Zapatrzyła się gdzieś na szachowaną podłogę.

- Nie wiesz, co to za uczucie. Dzień za dniem w ciasnej klatce, dusząc się własnym oddechem. Zazwyczaj wytrzymywałam, dusiłam uczucia, ale... ślady na drzwiach są dowodem, że to nie jest coś do zniesienia. Nie dla mnie.

- Czaaas się kończy! - zawołał Monokuma, wyciągając pilocik z czerwonym guzikiem.

- Rozumiem cię lepiej, niż ci się zdaje - powiedziała Catherine. - A jednak jeszcze nikogo nie zabiłam, ani tym bardziej nikogo nie wrabiałam.

- Dajmy z siebie wszystko, albowiem...! - krzyczał Monokuma, zbliżając swój sędziowski młotek do guzika.

- Hm... - Samantha podniosła kącik ust w gorzkim uśmiechu. - Powodzenia z tym "jeszcze".

- ...Pora na karę!

Monokuma wcisnął czerwony guzik.


Podniosła się jedna z kotar, ujawniając ukrytą za sobą wielką scenę, na której stała zamknięta chatka. Wraz z błyskawicznym otworzeniem jej drzwi wystrzelił z niej długi łańcuch z obrożą na końcu, która zatrzasnęła się wokół szyi Samanthy. Ostatnim ruchem ręki starała się jeszcze złapać za ławkę, ale łańcuch był za silny - Winna została wciągnięta do chatki na scenie.
Uruchomiły się wszystkie ekrany na sali, gdzie nie spojrzeć, przez kamery widać było ciemne wnętrze chatki, w której wylądowała Samantha. Na jednej ze ścian wisiała płachta:

"PUDEŁKO ZAGADEK STRAŻAKA SAMA"

"EGZEKUCJA SUPERLICEALNEJ STRAŻAK - ROZPOCZĘTA"

Samantha była sama w tycim pomieszczeniu z drewna. Nie było puste - pod ścianami stały poustawiane drabiny, gaśnice, węże gaśnicze, maski przeciwgazowe, a przed nią leżał strażacki topór. Za jej plecami były drzwi na wolność. Pot jej zlał czoło, gdy poczuła swąd w nosie i ciepło na skórze - drewniana chatka zaczynała płonąć!
Złapała pierwszą lepszą gaśnicę, odbezpieczyła i zaczęła akcję przeciwpożarową - nieudaną. Gaśnica była pusta. Złapała drugą - to samo. Trzecia, czwarta, płomienie rosły, a wszystkie te przeklęte puszki były puste! Złapała za węża - ani kropli.
Trzeba było wyjść. Samantha złapała za topór i zaczęła z uporem uderzać o drewniane drzwi.
Szczęk!
Szczęk!
Szczęk!
Co za wytrzymałość! Czy one są podbite metalem?!
Szczęk!
Trach!
Udało się! Wybiegła na wolność... którą był tylko odrobinę większy pokój, również stojący w płomieniach. Na szczęście z niego też prowadziły drzwi na zewnątrz.
Samantha już czuła narastającą gęstość dymu w jej płucach, więc naciągnęła na twarz maskę przeciwgazową, którą zaraz zrzuciła - nie było w niej filtra. Nie ma rady, trzeba znowu forsować. Topór ponownie poszedł w ruch na twardych drzwiach.
Szczęk!
Szczęk!
Szczęk!
Szczęk!
Szczęk!
Co jest?!
Szczęk!
Szczęk!
Szczęk!
Poprzednie padły szybciej!
Szczęk!
Szczęk!
Szczęk!
No nie!
Dym był coraz gęstszy. Siła wypływała z czerwonych ze zmęczenia ramion strażaka.
Szczęk...!
Szczęk...!
...
Szczęk...!
...
Szczęk...!
Oddychanie było coraz cięższe. Topór przybierał na wadze, drzwi na odporności.
Szczęk...!
...
Szczęk...!
...
...
Szczęk...
...
...
...
Samancie kaszel już zupełnie zastępował oddech. Miała mroczki przed oczami, jej nogi zupełnie odpuściły, padając na kolana. Było tak gorąco, że czuła swąd spalających się włosków na skórze.
Szczęk...
...
...
...
...
Szczęk...
...
...
...
...
...
...
..
..
..
.
.
.

"EGZEKUCJA SUPERLICEALNEJ STRAŻAK - UDANA"

Ekrany pogasły.
Wszyscy patrzyli, jak drewnianą chatkę pochłaniały płomienie, aż zewnętrzne ściany zaczęły upadać, zamienione w kruchy węgiel. Wtedy znad sceny spadł deszcz i z sykiem pogasił wszystkie płomienie.
Wszyscy podbiegli na miejsce tragedii. Elle i Kazimir całą siłą swoich mięśni odgarniali mokre, zwęglone deski, aż zobaczyli wystający spomiędzy nich czubek buta. Pokopali jeszcze trochę - wśród zgliszczy, wciąż ściskając osmalony topór, leżał spopielony kościotrup w niepalnych spodniach i glanach o kolorowych sznurówkach.
Elle zasłoniła twarz dłońmi, a Kazimir zapalił papierosa.

Elle zasłoniła twarz dłońmi, a Kazimir zapalił papierosa

To wszystko, co zostało z Samanthy.

* * *

Ciąg dalszy nastąpi

Żywych uczestników: 14

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz