Polecany post

Opowieści z Dziwnego Zachodu - Klątwa miasteczka Mill Valley

Mill Valley, Kansas, 31 lipca 1867 - "Droga do Światłości". Hm. Tak się nazywa? - zapytał Igor Bursche, nieco zgniły najemnik, ...

poniedziałek, 23 września 2024

Zbrodnie Arkadii: Porcelanowy Słonik - 3: Architekt

 Zbrodnie Arkadii:

Porcelanowy Słonik

Rozdział 3 - Architekt

Schokoladen Straße
Rachingam, Republika Cydonii
4 września 206

W bloku 15 na Schokoladen Straße, w mieszkaniu 3, na miękkim, pachnącym łóżku, w świetle nocnej lampki wylegiwał się Faustino Whist. Po godzinach pracy przeradzał się z uzbrojonego w teczkę i garnitur prokuratora w gotowego na każdą ewentualność młodego męża.
Dziś na szczęście był spokojny dzień w mieszkaniu Whistów - lodówka była uzupełniona na cały tydzień, świeże pranie zostało wyciągnięte wczoraj, do terminu płacenia rachunków zostało jeszcze parę tygodni, a mały człowieczek nie psocił specjalnie w macicy pani Whist.
Mówiąc o pani Whist, pora była adekwatna do położenia się do łóżka - a zatem już po chwili wpatrywania się w sufit do uszu Faustino doszło słodkie "Dobry wieczór, kochany", a jego wzrok padł na stojącą w drzwiach boginię z brzuszkiem.

- Cześć, Karen. - Faustino usiadł na łóżku i uderzył dwa razy w wolne miejsce obok siebie. Jego żona wykonała parę nieco ociężałych kroków, po czym wsunęła się pod kołdrę w nogach łóżka, a przy poduszce zaraz wyrosła jej srebrna głowa z szerokim uśmiechem na twarzy.

- Hej, hej, przystojniaku! - Objęła męża ramionami i mocno, mocno pocałowała, co on z miłością odwzajemnił.

- Jak się miewa potomek? - Faustino przyłożył ucho do brzucha Karen. Próbował namierzyć drugi zestaw uderzeń serca.

- Rośnie jak na drożdżach... - Pani Whist się uśmiechnęła, poprawiając okrągłe okulary. - Ale dzisiaj nie sprawiał problemów. Udało mi się spędzić ten dzień spokojnie. Nie to, co tydzień temu...

- Ho, ho... - Faustino się uśmiechnął. W zeszłym tygodniu musiał złamać kilka przepisów drogowych wracając z biura do domu (przedwcześnie), bo Karen miała mdłości, jakich jeszcze nie miewała.

- A jak się ma mój dzielny prokurator? Kolejny nudny dzień nad papierami?

- Żeby tylko, Karen, żeby tylko... - Faustino ujął jej delikatną, jasną dłoń i westchnął. - Okropnych rzeczy się naoglądałem.

- Co się stało? - Pani Whist przysunęła się bliżej męża. Oplotła swoją nogę wokół jego. - Opowiedz mi.

Rozdzielanie żyć zawodowych od prywatnych jeszcze nie weszło Whistom w nawyk. Mimo wszystko wpływały na ich stan emocjonalny, a młodzi państwo uznali, że podstawą ich związku będzie komunikacja. Dlaczego gdy działo się coś w Maximus Inc., Karen o tym opowiadała mężowi, a gdy coś w biurze prokuratury, Faustino opowiadał żonie. Choć, gdy chodziło o śledztwa, w celach bezpieczeństwa starał się ograniczać do niezbędnych szczegółów.

- Ech... Znaleźli dzisiaj martwego programistę w "Apolonii". Doszło do morderstwa.

- Boże... Programistę? Czy... to Edward Wexler?

- Znałaś go? - Faustino przez dosłownie ułamek sekundy był zdziwiony, bo zaraz sobie przypomniał, że ofiara i Karen pracowali dla jednej firmy.

- Nie, nie osobiście... Ale firma dzisiaj nas poinformowała o jego śmierci. Na jego biurku w dziale informatycznym zorganizowano mu mały ołtarzyk... Pomyśleć, że był zabity!

- Tak... - Faustino pokiwał głową. - Do czego chciałem przejść... Że mi go nieopisanie szkoda. Biedak stracił żonę przed miesiącem. A teraz zostawił córkę...

Karen opuściła brwi w złamaniu serca.

- Ile ma...?

- Tylko miesiąc - westchnął Faustino.

Siedzieli chwilę w ciszy, trawiąc myśli. Mniej lub bardziej świadomie dłoń Faustino powędrowała na brzuch jego żony i zaczęła go delikatnie głaskać.

- Co za biedne niemowlę... - Karen rzadko płakała i teraz Faustino tego od niej też nie oczekiwał, ale czuł, jak wieść przygnębiła jego żonę.

- Taka tycia kruszynka. Zielone oczy. Nazywa się Emily. - Tego już nie chciał mówić, ale mu się wymsknęło.

- Mój boże... Biedulka... Co teraz z nią będzie?

- Dotychczas zajmowała się nią sąsiadka ofiary. Trzeba się będzie skontaktować z jej dalszą rodziną, a jeśli nikt jej nie weźmie, to potem chyba trafi do sierocińca...

- Och... - Karen pokiwała głową, po czym spojrzała z powagą na męża. - Są jakieś wskazówki? Wiesz kto to zrobił? Stanie przed sądem?

- Mam nadzieję. Ale to... bardzo dziwaczna sprawa. Dużo szukania przed nami. Zaginął samochód ofiary. Jutro powinniśmy dostać wyniki autopsji...

- Pracujesz z jakimiś sensownymi ludźmi chociaż?

- Podróżuję z jednym detektywem. Sprawia wrażenie porządnego człowieka.

- Dobrze...

Faustino położył się z dłońmi pod głową i westchnął. Obraz Emilki mu błyskał przed oczami, na przemian z martwym wzrokiem jej ojca w hotelu. No i...

- Martwię się - powiedział w końcu. - Ten człowiek miał wszystko.

- Edward? - Karen położyła się na boku i oparła głowę na ręce.

- Tak. Dobrą pracę. Kochającą żonę. Dziecko w drodze. A gdy się urodziło, stracił tę żonę i tonę majątku, by uratować życie chociaż córki. A i tak umarł...

- To bardzo przykre. - Karen kiwnęła głową. - Brzmi jak... my. - Wypowiedziała jego myśli.

- Tak... - Głos Faustino zamienił się w szept.

Zamilkli. On wpatrzył się w sufit, ona w swojego męża.

- Boję się, Karen. Kocham cię i chcę być z tobą i Aaronem-Ariel zawsze. Ale co, jeśli coś się stanie?

- Co by się mogło stać? - Wzrok Karen był poważny, ale ton zmartwiony bardziej o niego niż o nią.

- Ty lub dziecko... No nie można nic wykluczyć, prawda?

- Nie można - odpowiedziała Karen, kiwając głową. - Prawda. Ale pamiętasz? Lekarz powiedział, że dziecko to okaz zdrowia. Ja sama też czuję się dobrze.

- Mimo tego... Jesteś drobniutka...

- Faustino! - żachnęła się i klepnęła po brzuchu. - Jestem silna! Jestem mięsnym mechem dla A-A.

- Anonimowego Alkoholika? - Whist chciał wymusić uśmiech, ale tego nie zrobił.

- Aarona-Ariel, głupku. - Dała mu kuksańca, ale jej wzrok szybko powrócił do zmartwionego optymizmu, jakby mówiła "niepotrzebnie się martwisz na zapas". - Co mam na myśli, to że wszystko będzie dobrze. Obiecuję, że nie umrę. I dopilnuję, by dzieciak też wyszedł cały i zdrowy. Teraz tylko ty mi obiecaj, że się uspokoisz i będziesz nadal dobrym chłopcem! - Mówiąc to wyszczerzyła zęby i przejechała palcem po piersi męża.

- Skoro tak... to obiecuję.

- No! - Złapała Faustino za głowę i przycisnęła jego usta do swoich. - I na to liczę.

- Tak jest, królowo.

- Chcesz o czymś jeszcze pogadać? - Ziewnęła. - Robię się śpiąca.

- Nie, dziękuję. Śpij słodko, szarlotko. - Pocałował ją w czoło.

- Dobranoc, kochany.

Karen jeszcze raz pocałowała męża, po czym ściągnęła okulary. Faustino zgasił lampkę, zawinęli się w kołdry i odpłynęli w krainę snów.

* * *

Hotel "Apolonia"
Rachingam, Republika Cydonii
5 września 206

Po ogarnięciu porannej papierologii zielone Carlo Chase ruszyło spod biura prokuratury prosto na Kaltstein Straße, gdzie stał hotel "Apolonia". Recepcja, schody, pokój 227. Nadal był odcięty od świata policyjną taśmą, ale teraz kręciło się tu zaledwie paru oficerów pełniących funkcję strażników. Nie wspominając o zniknięciu ciała ze środka pustego pokoju, zostawiającym jedynie echo w postaci białej tasiemki w kształcie zwłok.

- Dzień dobry, słoniku - zwrócił się Faustino do dowodu nr 3. - Zdradzisz mi dziś swoje sekrety?

- ... - nie odpowiedział słonik.

Faustino był na miejscu zbrodni praktycznie sam - jeden strażnik był przed drzwiami, drugi tonął w lekturze książki o Rozalii Białej Róży, bohaterce wojny cydońsko-giovańskiej¹ sprzed wieków. Prokurator miał więc wolność rozglądania się, której bynajmniej nie zamierzał przepuścić.
Nurtowały go tylko dwa pytania - skąd w zamkniętym pokoju się wzięły zwłoki, oraz jakim cudem zniknęły z niego meble. Otworzył swoją aktówkę i zaczął przeglądać dokumenty z miejsca zbrodni.
Aha! Jest: zdjęcie dywanu zrobione krótko po wejściu policji. Naturalnie sam jego środek zdobił martwy pan Wexler, dało się jednak odczytać w kształtach też odciski butów. Zapiski techników dowodowych wskazywały które ślady należały do policji, a które do świadków, ale spomiędzy tych przypadków dało się wyczytać dwa rodzaje nieznajomych śladów - lakierki o rozmiarze 44 i szpilki o rozmiarze 38. Prowadziły z różnych części pokoju do okna - kierowane do okna były znacznie głębsze niż od niego. Wniosek: sprawcy coś nosili z różnych części pokoju do okna. Naturalnie były to meble.

- Ale co dalej? - pomyślał na głos Faustino. Strażnik zerwał wzrok znad książki, przerażony nagłym głosem, ale zaraz wrócił do zajęcia.

Na pewno ich nie zrzucili z tej wysokości - ktoś by zeznał na temat mebli spadających z trzeciej kondygnacji. Co więc mogli zrobić?
Faustino otworzył okno, które wczoraj trafnie określił jako zamknięte od zewnątrz, po czym wyjrzał za nie. Jego twarz pomiziało jeszcze ciepłe późnoletnie słońce - ładna pogoda z wczoraj się utrzymała. Dwa piętra niżej znajdowało się zadbane podwórze hotelowe, gdzie goście mogli się delektować świeżym powietrzem i kwiatami przy okrągłych stołach pod parasolami reklamującymi markę piwa. Naturalnie jeszcze wczoraj przeszukano to miejsce, ale pod oknem nie znaleziono nic oprócz śladów opon na betonowej kostce. Te menadżer wyjaśnił jednak faktem, że w to miejsce codziennie przyjeżdżała ciężarówka ze składnikami dla hotelowej kuchni. Ich zdjęcie (śladów opon, nie składników) również znajdowało się w teczce. O wilku mowa! Dostawa właśnie wjechała na podwórko z głównej ulicy i zatrzymała się bezpośrednio pod oknem pokoju 227. Ciężarówka była krótka i pokryta zdjęciami mrożonek reklamujących Orion Foods².
Faustino postanowił przeprowadzić eksperyment. Wyparował z pokoju i zbiegł z drugiego piętra na parter, po czym wyleciał na podwórko, o mały włos samemu nie stając się kolejną ofiarą zagadkowego skręcenia karku.
Gdy dobiegł, wyładowywanie towaru już dobiegało końca. Kucharka o przemborskim³ akcencie odbierała ostatnią skrzynię mrożonych jarzyn od starej kierowczyni. Faustino nie planował im przeszkadzać, toteż sam się schylił nad jednym z kół pojazdu - 7 falowanych bieżników w oponie. Spojrzał w dokumenty - ślad znaleziony wczoraj miał 6 bieżników złożonych z kątów ostrych. Oho! A to dopiero!

- Czego chce? Z drogi, bo rozjadę! - odezwała się skrzypiącym głosem kierowczyni pojazdu, już jedną nogą w kabinie. - Sio mi od koła!

- Och, przepraszam najmocniej! - Faustino się zerwał i z uśmiechem podszedł do kobiety. Przez swoją pomarszczoną skórę barwy papirusu wyglądała, jakby wypaliła w życiu jednego papierosa za dużo. - Jestem Faustino Whist, prokurator.

- Uhuh.

- Widzi pani, prowadzę śledztwo i chciałem zapytać...

- Jestem o coś podejrzana? Bo jak tak, to się powołuję na prawo odmowy zeznań i chcę adwokata. - Jej głos nie był poważny, ani tym bardziej pompatyczny. Mówiła to bardziej od niechcenia, ze skrzeczeniem sugerującym zniechęcenie. A może to jej normalny głos, naznaczony latami wdychania tytoniu?

- Nie, nie, spokojnie, o nic panią nie podejrzewam. Z kim mam przyjemność?

- Paulina de Batteux.

- Chciałem tylko zapytać, pani De Batteux, czy codziennie pani tu jeździ z dostawą?

- To coś z tym gościem, którego wykończyli w hotelu? - Wskazała brwiami otwarte okno pokoju 227. No tak, media naturalnie doniosły o zbrodni, więc mogła o tym wiedzieć.

- Tak, proszę pani.

- Pfe! - Paulina spłynęła tabaką. - To nie ja.

- Wiem, proszę pani. Jeździ pani tu codziennie?

- Nie.

- A jak to działa?

- Jeżdżę dwa razy w tygodniu. W resztę mam zmienników.

- W porządku... A jeżdżą tym samym pojazdem?

- Mmhm.

- Och... A ten... Kiedy były w tym wymieniane opony?

- Co to ma do rzeczy niby?

- Dużo, proszę pani. To bardzo ważne.

- Ze pięć miesięcy temu może? Nie wiem.

- Ale nie wczoraj?

- Łee! A gdzie tam.

- Super. Super. Czy w razie czego mogę się jeszcze z panią skontaktować? - Podała mu adres firmy, dla której pracowała. - Dziękuję pani bardzo!

- Mmhmm.

Mimo wyglądu zrujnowanego domu Paulina de Batteux wskoczyła do auta jak tygrysica i już po minucie jej nie było. Faustino spojrzał jeszcze raz na ślady błota zostawione na podłożu - nie, nie były takie, jak na zdjęciu. A więc w noc morderstwa (lub wcześniej?) w tym samym miejscu stał zupełnie inny pojazd. Czyżby nim stąd odjechały meble? Musiał o tym porozmawiać z detektywem Hartem.
Wrócił na górę i zaczął się rozglądać znowu. Zakładając, że na dole był jakiś pojazd transportowy, jak tam trafiły meble? Gdzieś musiała leżeć odpowiedź.
Zaczął znowu przeglądać dokumenty od techników. Wgniecenia, ślady stóp, włosy ofiary, niezidentyfikowane włosy w toalecie... Cholera, nic nie pomaga. Okno i tajemniczy pojazd - na tym na razie trop mebli się urywa.
Co zatem z ciałem? Jak wylądowało w pokoju 227? Faustino krążył po miejscu zbrodni w zamyśleniu. "Ciekawe, czy mają tu kamery", pomyślał.
Prokurator wyszedł z pomieszczenia i zszedł na parter, szukając pomieszczenia ochrony. Znalazł i zapytał wąsatego ochroniarza o nagrania z całej drogi między wejściem do hotelu i recepcją a pokojem 227.

- Zdawało mi się, że policja już wzięła kopie stosownych fragmentów - powiedział wąsacz.

- Niemniej, czy mógłbym zerknąć? Chciałbym coś sprawdzić.

I otrzymał dostęp do nagrań.

- Tutaj recepcja w wieczór przedwczoraj... - mówił ochroniarz. - Tutaj korytarz drugiego piętra...

Obraz był spodziewany. Dwójka gości, kobieta w czerwieni i mężczyzna w kapeluszu, wchodzi wieczorem z wielką walizą do recepcji i coś omawia z recepcjonistką. Pewnie na tym punkcie padło faux imię Racheli Rachingam. Następnie ruszają w stronę windy, podchodzi bagażowy, ale odmawiają oddania walizy. Wsiadają do windy. Zmiana perspektywy - kamery na piętrze. Rachela i kapelusznik wysiadają z windy i ciągną walizę do pokoju 227, w którym się zamykają.
Wąsacz wcisnął guzik i obraz przyspieszył kilkukrotnie. Drzwi pokoju pozostawały zamknięte - ludzie przemykali korytarzem, wchodzili i wychodzili z pokojów wokół, ale 227 pozostawało zamknięte. Po 23:00 do pomieszczenia zaczęli podchodzić sąsiedzi i pukać notorycznie w drzwi, ale nikt nie otwierał. Ustało to dopiero po 2 w nocy. Rankiem jeszcze ktoś zapukał, a brak odpowiedzi ich chyba skłonił, by to zgłosić menadżerowi, bo już niedługo doszło do otworzenia pokoju od zewnątrz. Godzina 11:47 - odkrycie ciała Edwarda Wexlera.

- Wie pan, co ja se myślę, panie prokurator? Że gnojki trupa tego biedaka w walizie przywieźli - powiedział ochroniarz, mocząc wąsy w kawie.

- Też tak sądzę, proszę pana. Czy macie może kamery na podwórku?

- Świetna sprawa, panie prokurator! - Ochroniarz wyszczerzył żółte zęby. - Myślałby człek, że powinny być, nie? To nasze podwórko, tam goście siedzą, tam dostawy przyjeżdżają. I wierci człowiek menadżerom dziurę w brzuchu i wierci, by dali chociaż jedną!

- A więc nie ma?

- No nie ma. - Ochroniarz wzruszył ramionami. - Przykro mi.

Faustino ładnie podziękował wąsaczowi i opuścił pomieszczenie ochrony. Poszedł do recepcji, z niej wyszedł przed hotel i zaczął bawić się kostkami. "Status poszlak - nic nowego", pomyślał z rezygnacją. Wtedy przed hotelem zjawił się srebrny radiowóz detektywa Harta.

- Dzień dobry, prokuraturze - powiedział policjant, wysiadając.

- Dzień dobry, poruczniku! Nie miałem jeszcze okazji się przyjrzeć pańskiemu pojazdowi z bliska, skoro wczoraj cały czas gdzieś jeździliśmy.

- Dziś nie będzie inaczej.

- Vittorio Supreme, tak? Dobry sprzęt. To pański czy policyjny?

- Policyjny. Standardowy model nieoznakowany w wydziałach kryminalnych. Widzi pan? Mogę ściągnąć syreny z dachu i będzie nierozróżnialny od zwykłego samochodu.

- Świetna sprawa. - Faustino zastukał kostkami.

- Długo pan zamierza tu stać, prokuratorze? Czas nas goni.

- W zasadzie to dopiero tu przyszedłem. A co się dzieje?

- Dwie nowe wskazówki w śledztwie. Koroner dokonała autopsji ciała pana Wexlera i ma gotowy raport. To mniej ważna rzecz. Ważniejsza: znaleziono samochód ofiary.

- O!

- Patrol odkrył białego Carlo Rocamadour o tablicy zarejestrowanej na Edwarda Wexlera. Samochód stoi zaparkowany przy Konstantine Straße.

- Od dawna?

- Tego się jedziemy dowiedzieć.

- Niech i tak będzie.

Faustino poprawił marynarkę i wsiadł za porucznikiem do samochodu. Zabrzmiał silnik.

Ciąg dalszy nastąpi...

----------

¹ Najjaśniejsza Republika Giovanny - Państwo na południowy wschód od Cydonii, na środku zachodniego wybrzeża kontynentu memnońskiego. W czasach królów i rycerzy, gdy jeszcze graniczyła z Cydonią, miały co najmniej jeden konflikt zbrojny, w którym wsławiła się postać Rozalii Białej Róży.

² Orion Foods - Założona kilka dekad temu przez rodowitego rachingamczyka, Oxford Rally'ego, firma spożywcza. Dzisiaj gigant na rynku i firma-matka popularnej w Cydonii sieci restauracji fast food, Orion Burger.

³ Republika Przemborska - Państwo położone na wschód od Cydonii, w dalszej części kontynentu memnońskiego. Imigranci stamtąd stanowią jeden z większych procentów klasy robotniczej w państwie, choć niższy niż tacy Emistańczycy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz