Zbrodnie Arkadii:
Porcelanowy Słonik
Konstantine Straße
Rachingam, Republika Cydonii
5 września 206
- Dzień dobry, porucznik Hart, zabójstwa. Co my tu mamy? - powiedział detektyw policjantce dyżurującej na Konstantine Straße, gdy tylko wyszedł z pojazdu.
- Oficer Jolyne Samstag, wydział patrolowy, odznaka 2340, melduje się! - Mundurowa o brązowych włosach spiętych w koński ogon napięła się jak strzała i zasalutowała przed przełożonym. - Melduję, że patrol samochodowy K-09 namierzył poszukiwany pojazd dziś o 9:24 w tym miejscu właśnie... o... tutaj!
Podbiegła do białego samochodu zaparkowanego na krawężniku i wskazała, nadal salutując.
- Zluzuj, Samstag - powiedział Hart. - To na pewno poszukiwany wóz?
- Tak jest! - Jeżeli napnie się jeszcze mocniej, to dostanie przepukliny. - Biały Carlo Rocamadour, rejestracja RA 07423! Nie ma mowy o pomyłce!
- Rozumiem. Oglądaliście z partnerem samochód?
- Melduję, że jedynie powierzchownie!
- Coś ciekawego?
- Melduję, że nie! Samochód jak samochód!
- Jakieś podejrzane okoliczności przy odkryciu?
- Nie, poruczniku! Stał zaparkowany jak teraz, jak wszystkie inne na tej ulicy! Gdyby nie wyczucie, nie znaleźlibyśmy go!
- Powinszować - odparł Hart. - Gdzie twój partner?
- Melduję, że jeżeli dobrze liczę, to teraz powinien mijać sklep odzieżowy dwie przecznice stąd!
- Możesz do niego wrócić. Wezwijcie kogoś z drogówki, by się tym zajął. My sobie obejrzymy znajdę.
- Tak jest, poruczniku!
Oficer Samstag jeszcze raz zasalutowała, nareszcie się rozluźniła i pobiegła w stronę jadącego nieopodal radiowozu. Faustino podszedł z zainteresowaniem do samochodu ofiary.
- A więc to nasza zguba? - zapytał.
- W całej postaci. Zajrzymy do środka.
Faustino pociągnął za klamkę, ale drzwi nie ustąpiły.
- Oj. Zamknięte. - W sumie nie wiedział czemu myślał, że to zadziała.
- Nie na długo. Pożyczyłem sobie pęk kluczy z domu Edwarda. Któryś musi być do samochodu.
- Klucze były w domu? Pan Wexler nie wziął ich ze sobą?
- Może to kopia.
- Albo wiedział, że nie wróci.
- Jakoś musiał odpalić samochód. Z resztą musiała istnieć kopia, pani Pyrrhula jakoś musiała otwierać i zamykać drzwi jego mieszkania.
- Racja...
Detektyw Hart popróbował paru kluczy, aż w końcu jeden otworzył zamek i drzwi rozwarły czeluści pojazdu otworem. Faustino włożył głowę do środka - uff, co za smród! Samochód spędził parę dni w słońcu, materiały się nagrzały i zaczęły emitować charakterystyczny zapach, którego pan Whist nie znosił.
- Nic tu nie ma - stwierdził porucznik. - Przynajmniej nic interesującego.
Istotnie, wnętrze samochodu niczym się nie wyróżniało na tle innych. Chyba tylko tym, jak czyste było. Nie na skalę czystości pokoju 227 w "Apolonii" - wtedy by musiało nie być foteli. Ale było schludne, poodkurzane, bez starych kubków czy innych opakowań. Pan Wexler chyba tu często sprzątał. Albo rzadko jeździł.
- Ustaliliśmy, że pan Edward nie pił zbytnio, prawda?
- Tak mi się wydaje - odparł Faustino na pytanie porucznika, który już oglądał tylne siedzenia.
- To ciekawe, skąd tu ta puszka.
- Hm?
Faustino spojrzał w tamtą stronę, a Hart pokazał mu podniesioną z podłogi za fotelem kierowcy czerwoną puszkę. Piwo "Rittmeister".
- No proszę - rzekł. - Czyli pan Wexler pojechał z Helios Straße na Konstantine Straße, a razem z nim zabrali się nasi hotelowicze.
- Na to wszystko wskazuje - odparł detektyw. - Mam prośbę, prokuratorze. Popilnuje pan samochodu? Ja sprawdzę jedno miejsce.
- Jakie miejsce?
- Ten lombard przed nami. - Hart wskazał otwarty sklepik, przed którym stał samochód. Szyld głosił "Herz Lombard". - Samochód stoi blisko. Może właściciel coś wie.
- Lombard... niech będzie.
Faustino
w gruncie rzeczy nie lubił lombardów. Porozmyślał sobie o tym podczas
zabawy kostkami w dłoni, gdy porucznik do jednego wszedł. Stary pan
Whist prowadził takowy - a jego, swojego ojca, Faustino nie wspominał za
dobrze. Wręcz przeciwnie.
Jego uraza do lombardzistów wcale jednak
nie miała związku ze śledztwem - w przeciwieństwie do zaciekawienia
czasem, jaki detektyw spędzał w tym obok. Dlatego ledwo zjawili się
detektywi z wydziału drogowego, Faustino schował kostki do kieszeni i
wielkimi krokami ruszył do lombardu.
Aż go zatkało, gdy wszedł -
chociaż przy drzwiach drzemał sobie uroczy biały buldog, a półki
lombardu były standardowo wypełnione mniej lub bardziej cennymi
przedmiotami, ściany przybytku zdobiły krwisto czerwone flagi z głową
czarnego jednorożca¹. Nad drzwiami na zaplecze wisiała ogromna
dubeltówka, a nieco mniej widoczne zakamarki sklepu zdobiły symbole
narodowe Cydonii, triskeliony, święte obrazki i pokreślone tęczowe
flagi². Gdzieś się jeszcze przewinął stary kalendarz z gołymi paniami. A
więc to tak! Wąsaty lombardzista w podkoszulku tylko nieco bielszym od
jego skóry, z którym właśnie konwersował porucznik przy ladzie, był do
szpiku kości faszystą!
- Sprawa jest jasna, Wolfgang. Mówisz co wiesz, albo notatka z adresem tego miejsca trafia do naczelnika obyczajówki - mówił Hart. Ani on, ani lombardzista nie zauważyli przybycia prokuratora, który ukrył się za rogiem.
- Richard, kumplu, co ja ci poradzę? - odparł wąsacz. - Nie siedzę przy ladzie całe dnie, z resztą nie widać z niej okna na ulicę. Nic nie wiem o żadnym Carlo!
- Gówno prawda. Nawet nie wspomniałem marki.
- Hmm, hm, hm... - Wolfgang pogłaskał się po złotych wąsach. - No słuchaj, biznes się dziś nie kręci przez tę sukę przed wejściem... Tak mnie to frustruje, że nic nie mogę sobie przypomnieć!
- Już ją odesłałem. Gadaj.
- Hej, hej, panie glino! Regularnych klientów już odstraszyła!
- Tym lepiej dla nich.
- Nie udawaj durnia, Hart.
- Pies cię jebał.
- Chciałbyś.
- Ile działka?
- 600 marek.
- Pokazuj trans.
Policjant położył na ladzie cztery banknoty, dwa 200- i dwa 100-markowe. Pan Wolfgang wygrzebał spod niej torebkę różowego proszku i też położył. Żaden jednak nie spuszczał dłoni z fantu.
- To jak, klasycznie?
- Lepiej, by to było dobre.
Obaj podnieśli dłonie z lady.
- Hmm... Ach! Coś sobie przypomniałem! - Wolfgang klasnął dłońmi. - Ten biały Carlo Rocamadour, tak... Przyjechał tu przedwczoraj, przed 16. Było w nim troje ludzi... Jak oni wyglądali...?
Detektyw podniósł torebkę z różowym proszkiem i schował do kieszeni. Lombardzista z prędkością światła schował banknoty pod ladę.
- A, pamiętam! Okularnik w pogniecionej koszuli, dryblas w kapeluszu, oraz suka w czerwonej kiecce! Ten pierwszy, chuderlak, wyglądał jakby był jedną nogą w grobie. Miał na ramieniu torbę na laptopa.
- Gdzie poszli?
- Nie wiem. Gdzieś w prawo.
- ...
- To tyle z mojej strony.
- Udław się, Herz.
Richard Hart obrócił się na pięcie i skierował do wyjścia. Dopiero przy nim zobaczył prokuratora, zjeżył się, ale nic do niego nie powiedział.
- Żegnam - rzucił jeszcze do wąsacza, przeszedł nad oblizującym się przez sen psem i z Whistem wyszli.
Porucznik przywitał się z detektywem z drogówki, po czym wsiadł z Faustino do ich radiowozu. Uruchomił silnik i zaczął jechać.
- Tak więc, panie prokuratorze... Dużo pan słyszał? - zapytał spokojnie, ale nie zerkając na Whista. Był spięty. Dał się przyłapać.
- Wystarczająco! - Faustino uderzył pięścią w deskę rozdzielczą. - Co pan sobie wyobraża, detektywie?! Do czego doszło w tym lombardzie?!
- Do transakcji.
- Transakcji?! Proszę opróżnić kieszenie! Co to było?
Porucznik wyciągnął torebkę z różowym proszkiem i podał Faustino. Obejrzał ją dobrze - jej zawartość wyglądała jak gruboziarnista mąka, ale różowa, do tego miała czerwone grudki. Na swój sposób przypominała truskawkową owsiankę.
- Co to ma być? Czemu było warte 600 marek i szczątkowe informacje od świadka?!
- Nie było warte. Drań sobie pozwala na coraz więcej. Chyba się skończy nasza współpraca.
- WSPÓŁPRACA?! - wrzasnął Faustino. - CZY JA MAM PANA OSKARŻYĆ O KORUPCJĘ?!
- Ech. - Porucznik westchnął. - Okej, zatem wszystko wyjaśnię. Wolfgang Herz jest moim informatorem. Ma kontakty z mafią, więc ja kupuję u niego towar, a on mi mówi, co wie. Przynajmniej tak było do niedawna. Teraz daje coraz mniej informacji, a bierze coraz więcej za działkę.
- Co to ma być niby za towar? Narkotyki?
- Tak. To trans, jeden z patentowanych narkotyków rodziny Mallwitz. To z nimi związany jest Herz.
- I pan, zamiast aresztować tego faszystę, wspiera jego biznes! Za okruchy informacji!
- Też nie podobają mi się jego poglądy polityczne, panie Whist - uspokajał detektyw - ani usposobienie swoją drogą, ale samo to nie doprowadzi do jego aresztowania.
- Te worki narkotyków pod jego ladą, rozumiem, też nie? - zapytał Faustino sarkastycznym tonem.
- Owszem - powiedział Hart - ale nawet gdybym chciał, to nie mogę. Przekupni dealerzy to rzadkie źródło informacji, więc wszyscy są uznawani za informatorów przez władze wydziału. To KMPR funduje moje "zakupy".
- K-M-P-R!? - wrzasnął Faustino.
- I ma to dobry powód. Kiedyś i tak ich przymkniemy, wszystkich mamy na oku. Informacje o ruchach mafii zawsze się przydają. A każda działka sprzedana mi to działka, której nie kupi narkoman. Wie pan, prokuratorze, co robię z wszystkimi zakupionymi woreczkami transu?
- Strach zapytać.
- Palę w piecu. I nie ma.
- ...
- Przepraszam, że musiał się pan dowiedzieć w ten sposób, panie Whist. Ale długoterminowo to pomaga.
- Długoterminowo, no jasne! Niech ludzie się przedawkowują dzień w dzień, bo policja może się dowiedzieć, że Gangster A pierdnął w stołek!
- Jest to... z pewnością opinia, tak. Ale dane od informatorów jak Herz dawały policji dużo przewagi podczas Podziemnej Wojny. I od tego czasu, nie wiem czy pan wiedział, statystyki śmierci z przedawkowania znacznie spadły.
- Świetnie! Więc możemy im pozwalać dalej umierać!
- Wiemy, że Edward, Rachela i kapelusznik tu byli. Wiemy o której. Wiemy, że Edward nie był przez nich przetrzymywany i że miał ze sobą narzędzie pracy. To niewiele, ale jednak coś. W dodatku jeden narkoman dziś nie kupi swojej działki, bo kupiłem ją ja. Czy to aż tak źle?
- Tak! Tak! Znaczy... dobrze, że mamy te informacje. Ale nie dałoby się...? Ugh! Nie zamierzam z panem o tym więcej rozmawiać, poruczniku.
- Jak pan sobie życzy, prokuratorze.
Jechali wzdłuż większej ulicy. Zatrzymali się na światłach. Z radia grała pocieszna melodyjka. Faustino przerzucał w dłoni parę kostek.
- "Richard", "kumplu", "panie glino"... Przecież on z panem gadał jak z przyjacielem!
- Znamy się z Wolfgangiem od dłuższego czasu. Chciałem go aresztować z początku, ale wydział zaproponował mi "adoptowanie" go jako informatora. Ja mu obyczajówką grożę tak dla picu, oni o wszystkim wiedzą. Z tego co wiem, to u nich się zaczął ten system. Jeżeli tylko źródełko się wyczerpie, to pstryk i nie ma dilera.
- To jakaś paranoja...
- Takie jest życie w Rachingam.
- Nie podoba mi się to, panie Hart! Bardzo mi się nie podoba! - Faustino znów uderzył w deskę rozdzielczą i wbił wzrok w policjanta. - Niech mi pan powie, czy pan jest dobrym, czy złym gliną!
Detektyw nie odrywał wzroku od jezdni, ale widać było, że dokładnie analizuje i układa każde słowo swojej odpowiedzi. A może i nawet na nowo badał swoją naturę.
- Lubię myśleć, że dobrym. - Powiedział w końcu. - KMPR jest skorumpowany do cna. Ale to, co ja robię, to tylko czubek góry lodowej. Gdyby pan wiedział, co robią niektórzy.
- Gdyby pan był dobry, to by pan się do tego nie przyczyniał.
- To bym siłą rzeczy odszedł.
- Tym lepiej!
- Gdyby wszystkie dobre gliny odchodziły, to by były już same złe.
- Gdyby wszystkie dobre gliny zostawały, to by przestały być dobre.
Znów cisza. Porucznik nastroszył brwi.
- Pan wie, że prokuratura nie jest dużo lepsza? - powiedział cicho.
- Nie na mojej warcie!
- Hm. - Hart mógłby być pokerzystą ze swoją kamienną twarzą. - Z całym szacunkiem, prokuratorze, ale jeszcze się przekonamy.
Światło zrobiło się zielone, a detektyw wcisnął gaz. Kierowali się do miejskiego prosektorium.
* * *
Prosektorium RAM
Rachingam, Republika Cydonii
5 września 206
Rolę miejskiego prosektorium pełniła duża i nowoczesna kostnica na terenie Rachingamskiej Akademii Medycznej, chyba najbardziej prestiżowej uczelni, jaką miasto miało do zaoferowania studentom na Arkadii³. Dlaczego nie uniwersytet lub politechnika? Bo w tych kategoriach znacznie jaśniej lśniły Uniwersytet Norfolski i Politechnika Apolońska. Nawet sam Faustino studiował prawo w Norfolku. Jednak RAM było zdecydowanie najwybitniejszą szkołą medyczną, a fakt, że KMPR wykorzystywał ich kostnicę na rzecz znacznej większości zmarłych w mieście, zdecydowanie za tym przemawiał.
- To czym w ogóle była ta Podziemna Wojna, o której pan mówił, poruczniku? - zapytał Faustino, gdy wysiedli na parkingu.
- Spór między naczelnymi gangami i policją w mieście na przełomie wieku. Mafia zmiażdżyła rodzinę Taschner, która dotychczas kontrolowała czarny rynek.
- To kto teraz rządzi?
- Mallwitzowie. To oni przepuszczają najwięcej najlepszych narkotyków przez miasto i trzymają pozostałe rodziny na smyczy.
- I KMPR się na to godzi?
- Nie. Ale co można robić? Wydział przestępczości zorganizowanej się tym zajmuje od lat, bez skutku. Mallwitzowie to gigakorporacja.
- Nawet z tymi świetnymi informatorami?
- Nawet z tymi jakiejś jakości informatorami.
- Paskudztwo...
- Wiem, prokuratorze. Dlatego cieszę się, że są tacy, jak pan. Może jeszcze nadejdzie porządek w tym mieście.
- Na razie to jestem systemowo rozdziewiczany!
- To musiało nadejść. Dlatego też się trzymam wydziału zabójstw, zamiast obyczajówki czy gangów. Wolę mniej skomplikowane zagadki i chociaż trochę mniej brudne gliny. A propos, tędy do kostnicy.
Weszli do budynku i skierowali kroki przez chłodnawe korytarze, aż podeszli pod drzwi z napisem "Prosektorium". Detektyw nacisnął klamkę i weszli do zimnego pomieszczenia pełnego stalowych szaf wyłożonych szufladami. Na środku stał stół do autopsji, a na nim pod białym prześcieradłem leżał Edward Wexler. Jego prawy nadgarstek zdobiła opaska identyfikacyjna. To nie była pierwsza wizyta Faustino w miejskiej kostnicy, więc już zdążył przejść i przełknąć zawód braku kartonowych plakietek zawieszonych na palcach stóp ofiar - te były niestety niehigieniczne.
- ...Do you look like me, do you feel like me, do you turn into your effigy? Do you dance like this... foreveeer...? - nuciła pod nosem po belgrawsku⁴ blondynka w białym kitlu i biało-błękitnym szaliku, słuchająca muzyki w słuchawkach podczas pracy przy biurku.
- Dzień dobry, Betty. - Detektyw Hart popukał ją w ramię.
- AJ!
Kobieta błyskawicznie zerwała się na równe nogi, wypuszczając probówki pełne czerwonej cieczy z rąk na biurko. Na szczęście się nie potłukły (Faustino się domyślił, że to naturalne - jakie laboratorium kupiłoby tłukące się fiolki?).
- O nie! Nie, nie, nie, nie! - Z paniką w głosie zbierała probówki i każdą oglądała, coraz bardziej przerażona. - Niech to, niech to, niech to!
Ściągnęła słuchawki i się obróciła w stronę gości. Niesforna grzywka zlewała się kolorowo z jej czołem, póki nie nachodziła jej na czarne okulary. Uśmiechnęła się szeroko na widok detektywa, ujawniając szereg rekinio ostrych zębów.
- Richaaard! - zawołała i uściskała policjanta. - Jak dobrze cię widzieć! Jak miło!
- Cześć - odparł detektyw, klepiąc ją po plecach.
- A więc wpadłeś do mojej skromnej krypty? Nie zadowolił cię sam raport?
- Chcę poznać szczegóły. Poza tym chyba się jeszcze nie poznaliście z moim towarzyszem.
Kobieta wypuściła Harta z uścisku, poprawiła okulary i przyjrzała się przybyszowi z figlarnym uśmiechem.
- No, no! A co to za przystojnego młodego mężczyznę mi tutaj przyprowadziłeś! Witam, witam w moich skromnych progach! - Uścisnęła Faustino dłoń, co ten przyjaźnie odwzajemnił.
- To jest prokurator Faustino Whist, asystent Zahnrada. Prowadzi sprawę Wexlera. Panie Whist, to jest Betty Devise, naczelna koroner Rachingam.
- Bardzo miło mi poznać, pani Devise. - Skinął głową.
- Nawzajem, nawzajem, panie Whist! Ach, co za paskudna sytuacja... Tak mnie przestraszyliście swoim przyjściem, że zupełnie pomieszały mi się probówki z krwią! Akurat byłam w trakcie przygotowywania dla nich etykiet...
- Probówki z krwią? - zapytał Faustino.
- Tak, badam kilka otruć z ostatnich kilku miesięcy, wydział zabójstw podejrzewa seryjne morderstwo... Ale teraz nie wiem która krew jest czyja!
- W takim razie przepraszam - powiedział porucznik. - Nie chciałem cię przestraszyć.
- Trudno, poradzę sobie. Porównam znowu ich DNA i będzie git.
- ...
- ...
- Czy mogę już puścić pani rękę? - zapytał Faustino, którego dłoń przez tę całą rozmowę ściskała pani Devise.
- Jeżeli tylko pan sobie życzy, panie Whist.
Tak też zrobił.
- To jak? Do rzeczy? Wy w sprawie tego dżentelmena na moim stole, prawda? - zapytała naczelna koroner, wskazując martwe ciało Edwarda Wexlera.
- Dokładnie. Mówiłaś, że już po autopsji - odparł porucznik.
- I tak też jest! Biedaczek zdecydowanie za mało się ruszał. Witaminy D jak na lekarstwo, bladziutki jak gotowany kurczak, wygłodzony... Co on, jakiś asceta?
- Programista - powiedział Faustino.
- Tym gorzej - westchnęła pani Devise. - Ale wy nie z tym, prawda? Więc co do powodu śmierci: chyba was nie zaskoczę, że został mu skręcony kark?
- Ani trochę.
- Świetnie! Ale patrzcie, patrzcie, jak mu go nastawiłam! Jak nowy!
Rzeczywiście, głowa pana Wexlera już była w normalnej pozycji. Na szyi nadal było widać uraz po takim naciągnięciu mięśni i skóry, ale przynajmniej już przypominał człowieka, a nie postać z horroru.
- Tak. Kark wykręcony jak się patrzy, rdzeń kręgowy oczywiście przerwany, co doprowadziło do zgonu. Doszło do tego około godziny 16, może 16:30. Ach, a zasinienie wskazywało na długotrwałe utrzymanie ciała w pozycji embrionalnej, co zgrywa się z twoją teorią o przewiezieniu go w walizce, Richard - mówiła.
"To była również moja teoria", pomyślał Faustino.
- Ponadto ciało było długo związane jakimś mocnym sznurem, a może kablem. Za jakiś czas powinnam być w stanie to ocenić i wam załatwić jakąś próbkę. Ale nie, nie, nie to jest wszystko najciekawsze! Wiecie, co jest najciekawsze?! - zawołała koroner, uderzając w stół operacyjny. Ciało pana Wexlera zadrżało. - Najciekawsza jest zawartość jego żołądka! Wiecie, co tam jest? Kawa! Mnóstwo kawy!
- Może to jednak moje zwłoki - powiedział porucznik Hart, biorąc łyka z termosu.
- Ale to nie wszystko, Richard! Panie Whist! Wiecie, co jeszcze pochłonął nasz programista przed śmiercią?
- No...? - Faustino zaczął nasłuchiwać.
- Środki usypiające! Tonę środków usypiających! Okej, tona to złe słowo, ale dużo! Na tyle dużo, by naprawdę szybko padł jak długi.
- Jesteś pewna, że to go nie zabiło? - zapytał porucznik.
- Richard! Przysięgam na grób mojego brata, że...!
- Twój brat żyje.
- Mniejsza!
- Też mam brata - powiedział Faustino.
- Środki! Środki! - przerywała koroner. - Nie zabiły go! Jest ich za mało! Ale uśpiły i znieczuliły, to na pewno. Ponadto nie były podane w formie tabletek do rozpuszczenia w żołądku, one już przy podaniu były rozpuszczone. Mogę się tylko domyślać, że w kawie.
- Niekoniecznie - mówił detektyw. - Ale jest to opcja. Hm... A więc przed śmiercią był uśpiony. To ciekawe. Co pan o tym sądzi, prokuratorze?
- Jego kark był skręcony komicznie mocno. Gdyby był w tym momencie uśpiony, mogła tego dokonać osoba o mniejszej sile fizycznej, bo by miała więcej czasu i brak oporu.
- Sugeruje pan panią Rachingam?
- Nic nie sugeruję, poruczniku. Stwierdzam fakt.
- Dobrze. Betty, czy to wszystkie rewelacje dotyczące ciała?
- Czas zgonu: 16-16:30, śmierć przez przerwanie rdzenia kręgowego, ofiara przed śmiercią była naszprycowana rozpuszczonymi środkami nasennymi, po śmierci za to długo przetrzymywana w jakimś zamknięciu, najpewniej w walizce. Wszystko spisane tuuutaj! - dyktowała jak z karabinu, jednocześnie sięgając po dokumenty nadal leżące w drukarce. Schowała je do teczki z napisem "Wyniki autopsji", podpisała nazwiskiem ofiary i numerem sprawy, po czym podała śledczym.
- Dziękuję, Betty. To wielka pomoc. - powiedział detektyw.
- Powodzenia dalej, kochasie! Muszę ogarnąć te fiolki... - Założyła słuchawki i wróciła do pracy przy nuceniu. - Do you feel like this forever...
Faustino nie zdążył się pożegnać, więc tylko skinął głową w stronę jej pleców i wyszedł za porucznikiem. Pan Hart wyprowadził go z uczelnianej kostnicy i wsiedli do radiowozu.
Ciąg dalszy nastąpi...
----------
¹ Czarny jednorożec - Jeden z wielu symboli cydońskiego nacjonalizmu. Narodowym symbolem Cydonii jest czarny pegaz, poprzez uzbrojenie go w ostry róg faszyści przygotowują go do obrony narodu przed jego wrogami.
² Tęczowa flaga - Tak jak w naszym świecie, w Arkadii jest to symbol ruchu LGBTQ+.
³ Arkadia - Oprócz bycia nazwą świata Zbrodni Arkadii, "Arkadia" jest też nazwą planety, na której toczy się akcja.
⁴ Republika Belgrawii - Państwo na południowy wschód od Cydonii, we wschodniej części kontynentu. Ponieważ Cydonia i Belgrawia były jednymi z największych sił kolonialnych podczas Ery Horyzontów, ich języki stały się jednymi z najpopularniejszych "międzynarodowych" języków, z naciskiem na belgrawski - stąd jego częsty użytek w popkulturze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz