Polecany post

Opowieści z Dziwnego Zachodu - Klątwa miasteczka Mill Valley

Mill Valley, Kansas, 31 lipca 1867 - "Droga do Światłości". Hm. Tak się nazywa? - zapytał Igor Bursche, nieco zgniły najemnik, ...

czwartek, 3 października 2024

Zbrodnie Arkadii: Porcelanowy Słonik - 8: Miejsce Zbrodni

 Zbrodnie Arkadii:

Porcelanowy Słonik

Rozdział 8 - Miejsce Zbrodni

Konstantine Straße
Rachingam, Republika Cydonii
7 września 206

Po ustaleniu i wdrożeniu planu w życie Faustino i porucznik Hart mogli już tylko obserwować, jak jest on wykonywany - bardzo miły dozorca udostępnił im mieszkanie 1 w bloku 9 na Konstantine Straße, by obserwowali akcję zza okna wyglądającego prosto na Herz Lombard.

- Może chce pan zrobić ostatnie zakupy u pana Wolfganga, zanim zaczniemy? - zapytał Faustino ze złośliwym uśmiechem.

Porucznik Hart tylko na niego spojrzał spode łba, napił się kawy i znów wyjrzał przez firankę na ulicę.

- Zaczyna się.

Policjant incognito, ubrany w amantejską¹ koszulę i krótkie spodenki, wyszedł z lombardu na deszcz. Jego kostium był komiczny i niegodny szpiega, ale ponieważ mężczyzna dał umówiony sygnał potwierdzający obecność Mallwitza na miejscu, najwyraźniej zadziałał.
Po minucie na ulicę wjechała biała furgonetka. Otworzyły się tylne drzwi i w zaledwie parę sekund ze środka wyskoczył cały oddział umundurowanych policjantów. Faustino poznał ich przywódczynię - kapitan Leę Eichel.

- Naprzód! - zawołała i przez drzwi oddział po kolei wkroczył do lombardu.

Nie minęła nawet minuta, gdy ze środka wyprowadzono czerwonego z wściekłości, zakutego w kajdanki wąsacza w białym podkoszulku. Wolfgang Herz się darł i pieklił, ale wrzucono go do furgonetki bezproblemowo.

- Ciekawe kto teraz, nasz rekin biznesowy, czy czerwony śledzik... - mruknął Hart.

Po paru minutach odpowiedź padła - z lombardu wyprowadzono zakutego w kajdanki wysokiego mężczyznę o gęstych bokobrodach.

- Marco Mallwitz... - wyszeptał Faustino.

Aresztant nie walczył i szedł spokojnie. Był nieco skrzywiony, ale wyglądał, jakby rzadko kiedy taki nie był. Rozglądał się po ulicy i miął coś w ustach, jakby mu wyrwano papierosa i wciąż za nim tęsknił. Gdy wpychano go do furgonetki, Faustino miał wrażenie, że ich wzrok się na krótką chwilę spotkał - nawet pomimo faktu, że nie powinien być za dobrze widoczny zza firanki w kuchni dozorcy. A jednak przeszedł go dreszcz. Co to za uczucie?

- Już czas - powiedział porucznik. - Lea skończyła akcję.

Faustino spojrzał na kapitan Eichel stojącą przed lombardem, który policjanci właśnie zapieczętowywali żółtą taśmą. Dawała umówiony znak, że jest czysto - można rozpocząć przeszukanie.
Prokurator i policjant podziękowali dozorcy i wyszli pod lombard.

- To wszystko, Hart! Herz i Mallwitz ujęci! - zawołała dumna z siebie kapitan wydziału terenowego.

- Jestem bardzo wdzięczny, pani Eichel - odpowiedział porucznik wydziału zabójstw - ale obawiam się, że muszę spytać: czy to na pewno wszyscy?

- Synek, to są dwa pokoje złączone korytarzem. Co myślisz, że mogliśmy przeoczyć?

- Nic, pani kapitan. Liczyłem tylko, że znajdzie się też pani Rachingam...

- Żadnych kobiet tam nie było. Nikogo poza aresztowanymi.

- Dobrze, dobrze, dziękuję. Bardzo doceniam pani wkład.

- No! Ha, ha! Jak dobrze w końcu położyć łapy na kimś z Triumwiratu...

- Jeszcze za wcześnie na świętowanie. Jeszcze musimy znaleźć dowody jego winy w zabójstwie Wexlera.

- Parkiet jest nasz, synek! - zawołała kapitan. - Możemy szukać do woli. C'nie, panie prokurator?

Faustino z dumą wyciągnął z aktówki wystawiony przez Zahnrada nakaz przeszukania.

- No to idziemy.

Furgonetka z aresztantami odjechała, gdy Faustino i Richard weszli do lombardu.

- Panie poruczniku, pod ladą znajduje się cały karton działek transu! - zawołał na wejściu jeden z policjantów.

- Wiem - odparł Hart i minął lombard bez zbędnych inspekcji. Na tyłach czekał znacznie smaczniejszy kąsek.

Przeszli z Faustino niedługi korytarz (dziesięć metrów - nie mylił się), założyli gumowe rękawiczki, wytarli buty na wycieraczce przed wejściem i weszli do tylnego pomieszczenia, z założenia zarezerwowanego na jakieś magazyny sklepowe czy inne takie. Tutaj jednak widok był, zgodnie z oczekiwaniami, zupełnie inny.
Na środku średniego pokoju o betonowych ścianach oświetlanych starymi lampami ściennymi stało duże, dębowe biurko pokryte papierami, segregatorami, długopisami i szklanymi butelkami mniej lub bardziej wypełnionymi piwem. Tu i ówdzie, głównie na starym dywanie w ciemne wzory, walały się też puste puszki po Rittmeisterze i Kronenbergu. Cuchnęło dymem z papierosa porzuconego na metalowej popielniczce.

- No, no... - mruknął detektyw. - To jesteśmy.

Ściany podpierały szafy pełne grubych i cienkich teczek. W kącie stała lodówka, zlew, suszarka na naczynia i szafka. Na trzech półkach na ścianie za biurkiem stały kolekcjonerskie modele samochodzików. Podobny stał pod lampą na biurku.

- Facet lubił swoje autka - skomentował Faustino, doceniając wolność kolekcji od kurzu. - Ręcznie klejone...

- Ewidentnie - odparł Hart. - W szufladach biurka są tony magazynów samochodowych... Jest też broń palna, tak swoją drogą. Szkoda, że Wexler nie był postrzelony...

- Szkoda? - Faustino uniósł brew.

- Pan przecież wie o co chodzi...

Szukali dalej.

- Pewnie tutaj siedzieli - powiedział Hart, wskazując na krzesła przed i za biurkiem - Mallwitz i jego klienci.

- Myśli pan, że Wexler też? - spytał Faustino, patrząc na krzesło dla klientów. Było komicznie ubogie w porównaniu z wygodnym fotelem gangstera.

- Zapewne.

Zaczęli się rozglądać osobno. To było kluczowe śledztwo - trzeba było znaleźć dowody zbrodni. Kabel, walizkę, środki usypiające, ubrania i przedmioty podręczne ofiary, a najlepiej Judit "Rachelę Rachingam".
Faustino podszedł do kąta spożywczego. Zajrzał do lodówki - prawie pusta, tylko trochę kiełbasy i zjedzona do połowy knysza rachingamska², także kilka nieotwartych piw. Zlew nigdy nie był myty ani odkamieniany, patrząc na jego stan, tak samo suszarka, na której stały dwa ceramiczne kubki bez konkretnych wzorów. Faustino przyjrzał się jednemu z nich, podniósł i dokładnie obejrzał. Hm...

- Dużo ma tych klientów - powiedział detektyw Hart, który właśnie oglądał archiwum gangstera. - Głównie mężczyźni, ale jest dużo kobiet, z czego co najmniej pięć nazywa się Judit. Nie znajdę jej tu.

- Niech to.

- Ale mam De Batteux, Baera, nawet Blutblume'a...

- Nie ma Wexlera?

- Właśnie szukam.

Faustino odłożył kubek na suszarkę i zajrzał do szafki. Kawa, herbata, tabliczka czekolady... Oho, a to co?

- Somnifix... - wyczytał nazwę z plastikowej buteleczki na leki. Zajrzał do środka: prawie pusta, ale została jeszcze jedna tabletka. - Środki nasenne!

- Słucham? - spytał detektyw.

- Panie Hart, tu są środki nasenne. Prawie puste! Trzeba wysłać próbkę pani Devise i zapytać, czy się zgadza z tym, co znalazła w żołądku Wexlera.

- Somnifix... Będzie ciężko. To popularny lek. Dowód najwyżej poszlakowy.

- Hm... Warto jednak spróbować.

- Warto, owszem. Ale trzeba znaleźć mocniejsze dowody. A najlepiej Rachelę.

- Może uciekła...

- Proszę tak nie mówić.

- ...

Faustino wrzucił butelkę do plastikowej torebki na dowody i zamknął szafkę.

- Jest, Edward Wexler. - Detektyw wyciągnął z szafy chudą teczkę. - Pożyczka na 13 milionów marek. Tylko nieco ponadprzeciętna kwota wśród innych...

- Mówi coś o terminie spłaty?

- 3 września. Tego roku, naturalnie.

- Ha - powiedział Faustino. - Co za zbieg okoliczności, prawda? Wexler umiera w dniu spłaty swojej pożyczki, a w gabinecie gangstera, od którego ją wziął, znajduje się prawie puste opakowanie leku, którego nadmiar znalazł się w jego żołądku.

- To prawda.

- Pan wie, co myślę, prawda?

- Domyślam się, ale niech mi pan powie.

- Myślę, że patrzymy na miejsce zbrodni. Prawdziwe miejsce zbrodni.

* * *

Konstantine Straße
Rachingam, Republika Cydonii
7 września 206

Dopiero po kilku godzinach intensywnego śledztwa wyszli z porucznikiem przed lombard, odetchnąć świeżym powietrzem i dymem tytoniowym.

- Na pewno pan nie chce? - spytał detektyw, wyciągając paczkę papierosów w stronę prokuratora.

- Nie! - odparł zdenerwowany Faustino. - Mówiłem, że zapalę dopiero, gdy z tym skończymy!

- To chyba jeszcze poczekamy - odparł Hart. - Znowu wychodzimy mając więcej pytań niż odpowiedzi...

- Ale że nic?! - Faustino zerwał rękawiczki i cisnął je pod drzwi lombardu. - Ani śladu dowodu?! Co to ma znaczyć!? Zabili tam człowieka!

- Panie Whist, jesteśmy na ulicy...

- Co oni się nagle tacy porządni zrobili?! Sam pan mówił, że zostawili za sobą potok dowodów! Cały ten bezsens z hotelem i wysypiskiem!

- Panie Whist...

- Dlaczego nagle najlepsze co mamy, to tabletki które mooogły go uśpić (ale już nie zabić!) i znikome ślady, które mógł zostawić nawet oddychając!?

- Nie mam pojęcia, naprawdę...

Obok nich wyrosła kapitan Eichel.

- Hart, dzwonią z dziesiątki. Prawniczka Mallwitza domaga się jego natychmiastowego zwolnienia.

- Oczywiście! Świetnie! Tego nam było trzeba - zawołał Faustino, machając z rezygnacją rękoma. - Ech... Zaraz wracam...

Prokurator wyciągnął z kieszeni telefon z klapką i się odsunął na kilka metrów.

- Czego ona chce? - zapytał porucznik Leę.

- Naciska, że aresztowanie było bezpodstawne - ta odparła, wzdychając cicho.

- Mamy dobę na znalezienie dowodów przed jego wypuszczeniem, niech dzwoni za 24 godziny!

- Teraz już 21.

- Tak, tak. I naprawdę nic nie znaleźliście?

- Nic, Hart. - Eichel pokręciła głową.

- A niech to wszystko jasny grom...

Kapitan Eichel stała spochmurniała, ściskając w dłoniach czapkę, gdy Richard kręcił się wokół leżących na ziemi rękawiczek Faustino i rozmyślał, cicho klnąc co jakiś czas.

- To co teraz zrobisz, poruczniku?

- Poproszę cię, byś ze swoimi ludźmi dalej szukała, jeśli możesz. Wszystko, cokolwiek, centymetr po centymetrze. I dajcie mi lub Whistowi znać, gdyby coś się jednak znalazło. To jednak Mallwitz, cholera jasna, nie możemy go wypuścić.

- A ty? Co zrobisz?

- Gdzie nie ma dowodów, tam są zeznania. Jadę na komisariat.

* * *

10. posterunek KMPR-u
Rachingam, Republika Cydonii
7 września 206

- Ty szujo! - zawołał Wolfgang Herz. - Ty jebana świnio! Nachapałeś się, to teraz myślisz, że możesz się mnie pozbyć?!

- Wiedziałeś, że tak to się skończy, Herz. Grasz na dwa fronty, na którymś przegrasz. A najczęściej na obu.

Siedzieli naprzeciwko siebie przy stoliku w pokoju przesłuchań. Porucznik Hart uzbrojony w poważny wzrok i kubek kawy, a wąsaty lombardzista w zaciśnięte zęby i płonący wzrok. Zza jednostronnego lustra obserwował ich Faustino, bawiąc się kostkami do gry. Nie wiązał z tym już i tak przedłużającym się przesłuchaniem wielkich nadziei.

- Na twoim miejscu bym się modlił, by Mallwitzowie nie dowiedzieli się, co za informacje mi sprzedawałeś - powiedział Hart.

- Ja mam się modlić? Ja!? Ty gnido agerska³, co jak powiem twoim przełożonym, ile kilogramów transu u mnie kupiłeś?!

- Myślisz, że kto fundował moje zakupy? Herz, sprawa jest prosta, bo do więzienia pójdziesz chcesz czy nie. Albo sprzedajesz Mallwitza wraz z jego udziałem w zabójstwie Wexlera i nie widzisz synków przez zaledwie rok, albo stąd teraz wychodzę i widzimy się za dziesięć lat.

- Ha! Nawet gdybym coś wiedział, to takiemu psu jak ty bym pary z ust nie puścił!

- Dotychczas puszczałeś bardzo chętnie. A potem zacząłeś kłamać, już nie wspominając o skoku cen.

- Jesteś psem, Hart! Wszyscy jesteście! Banda psów! Hau! Hau, hau! Hau!

Lombardzista nachylił się nad stołem i zaczął szczerzyć zęby, jak wściekły pies.

- Wolfgang, to ci się nie opła...

- Hau! Hau! Grrrrr, hau, hau, hau!

- Herz, przestań-

- Hau, hau, hau!

- ...

- Grrr...

- ...

- Grr...

- ...

- ...

- Skończyłeś już?

- HAU! HAU! HAU! GRRRR, HAU! HAU, HAU!

Richard wziął kubek z kawą i bez słowa opuścił pokój przesłuchań, zamykając drzwi za sobą. Dał znać strażnikom, by zakuli aresztanta i zabrali go do celi tymczasowej.

- To była porażka - powiedział Faustino, gdy detektyw się do niego przyłączył.

- Co pan nie powie?

- To co teraz? - Faustino schował kostki do kieszeni.

- Dam mu odetchnąć, a potem wyślę kogoś innego by go przesłuchać. Wolfgang nie jest skomplikowanym człowiekiem, prędzej czy później złamią go argumenty o długości wyroku. Za bardzo jest przywiązany do swoich synalków.

- Nie sądziłem, że ktoś chciałby mieć z nim dzieci.

- A jednak. Za faszurem panny sznurem.

- Jak pana nazwał? Agerską gnidą? - Faustino przyjrzał się skórze porucznika. Była blada jak papier. W sumie nie wiedział, czego się spodziewał w niej dopatrzyć.

- Nie mam ani jednego krewnego w Agerze. - Porucznik jakby rozpoznał jego tok myślenia.

- Domyśliłem się. Ile czasu zostało do wypuszczenia Mallwitza?

- 19 godzin.

- Jakieś wiadomości od kapitan Eichel?

- Żadnych.

- A co z samym Mallwitzem? Zeznawał cokolwiek?

- Ani słowa. Jedynie żądał spotkania z prawniczką.

- I przyszła?

- Taa... Wychodząc musimy uważać, by nas nie dopadła. Lata po całym komisariacie i wydusza co może na temat aresztowania.

- Herz ma jakiegoś prawnika?

- Dostanie publicznego.

Faustino usiadł na obrotowym krześle biurowym, wyciągnął nogi, przeciągnął się i podłożył dłonie pod kark.

- Echhh... - westchnął. - To niedorzeczne. Marco jest winny, jestem tego pewien! I mamy go tutaj, w celi! Czemu się wywija?

- Na dobrą sprawę to bezpośrednim mordercą była Judit "Rachela", której śladu nadal nie mamy.

- No ale co, bez żadnego motywu uśpiła i zabiła Edwarda w gabinecie Mallwitza, używając jego przedmiotów?

- Wie pan, skoro już tak teoretyzujemy, to nie wiemy, czy ona nie miała motywu. A jaki motyw miał Mallwitz? Może pan to wyjaśnić?

- Nie mogę jeszcze dokładnie, ale to musiało mieć coś wspólnego ze spłatą jego pożyczki. Może Wexler nie mógł jej spłacić, więc Mallwitz zabił go za karę i jako przykład dla innych? Skoro wykorzystał swoich dłużników do zabójstwa, to byłaby to świetna wiadomość.

- De Batteux nie wiedziała o zabójstwie.

- Ale Blutblume wiedział, nasz kapelusznik.

- Nie podoba mi się to.

- No to może w ramach spłaty Wexler zrobił dla niego coś bardzo dużego, więc go zabił jako świadka? Wszyscy dłużnicy wykonywali prace dla Mallwitza. Judit i Arnold byli bezpośrednimi wykonawcami, Paulina była kierowcą, Baer na pewno też coś robił. Może to dla niego kradł świeczniki z kościoła?

- Ech...

- Możemy odwiedzić innych dłużników i popytać co robili. Choć wątpię, byśmy mieli na to czas.

- Nie mamy czasu. Nie mamy na nic czasu. Ten drań jutro stąd wyjdzie i już nigdy go nie zobaczymy.

- ...

- Będę z panem szczery, prokuratorze Whist. - Hart odstawił kubek kawy na stół. - Nie mam już nadziei na tę sprawę. Liczyłem, że wszystko się rozwiąże w tym lombardzie. Mieliśmy świetne zatrzymanie, złapaliśmy gangstera z groźnej rodziny, dowody i Judit miały się tam znaleźć i wszystko by się potoczyło do gładkiego skazania ich na długie lata więzienia. A tam nie było nic. W tej sprawie nie ma nic. - Westchnął. - Co za poniżenie, pokonani przez takich kretynów... Ja nie mówię, że KMPR to cudowna organizacja rozwiązująca najtrudniejsze zagadki, ale z tym powinniśmy byli sobie poradzić! Ja powinienem był sobie poradzić! A tymczasem Rachela pewnie już jest daleko za granicą, a Mallwitz jutro wyjdzie z celi i nie zaprzestanie swojego biznesu. I któregoś dnia znowu gdzieś znajdziemy ciało z wykręconym karkiem czy nożem w piersi, a nad nim tego przeklętego słonia!

Aż do końca tej przemowy Faustino nie odrywał wzroku od detektywa. Po tym spojrzał gdzieś w sufit i powoli wstał. Teraz bardziej niż kiedykolwiek było widać, że jest wyższy od Richarda.

- A więc poddaje się pan, detektywie?

- Nawet gdybym chciał, to nie mogę. Ale to jest ten moment, gdy tracę nadzieję. - Detektyw otworzył teczkę z aktami sprawy i spojrzał na zdjęcie ofiary. - Przepraszam, Edwardzie Wexler.

Faustino chwilę milczał, po czym powoli pokiwał głową.

- W takim razie zostawmy na razie tę sprawę - powiedział.

- Słucham?

- Zostawmy to. Muszę jeszcze coś załatwić, więc teraz pójdę. - Złapał teczkę i zaczął iść do drzwi. Jeżeli ma pan ochotę, może pan jeszcze pogłówkować, ale skoro nie ma pan nadziei...

- Panie Whist, a co z limitem czasowym? Mallwitz wyjdzie jutro w południe.

- No to wyjdzie. Co zrobimy? Nie ma dowodów jego winy.

- Teraz to pan brzmi, jakby się poddawał.

- Ja? Bynajmniej. Ale pan niech odetchnie. Może są jakieś ciekawe sprawy na boku? Jakiś lombardzista z toną transu pod biurkiem może...

I, mówiąc to, wyszedł. Porucznik został sam.

- Ech... - westchnął. - No bo niby co mam robić. Racheli szukać? Jak wiatru w polu...

Dryń, dryń. Zadzwoniła jego komórka.

- Halo? Komendancie?

* * *

Schokoladen Straße
Rachingam, Republika Cydonii
7 września 206

Był już bardzo późny wieczór, gdy Faustino Whist wrócił do ciepłego mieszkanka na Schokoladen Straße. Słońce znowu zaszło kilka minut wcześniej, jak to zwykle jesienią - jednak nie żeby to było widać zza gęstych chmur, z których po dwudziestej lecąca cały dzień mżawka przerodziła się w naprawdę intensywną ulewę, której szum przeszkadzał biednej pani Whist oglądać w spokoju telewizję.
Faustino był cały mokry. Bynajmniej nie od deszczu, z którego niedawno wrócił i się wysuszył, a od wziętego po ciężkim dniu prysznica. Wyszedł z parującej łazienki zdemobilizowany, uzbrojony nie w garnitur i lśniące buty, a w futrzany szlafrok i zielone laczki. Głęboko odetchnął.

- Ogarnięty? - spytała Karen, która już się poddała z oglądaniem filmu i usiadła nad kupką papierów ze swojej pracy.

- Tak...

- Mój czysty mężczyzna. Patrz, widziałeś dzisiejszą gazetę? Piszą o waszej sprawie.

Faustino jeszcze raz przetarł i przeczesał swoje włosy, odłożył ręcznik na krzesło, a sam usiadł na łóżku i przejął gazetę.

- "Pościg do Dachsberga, tragedia podczas policyjnej nagonki na podejrzaną... Paulina d. B. hospitalizowana"... Ach. No tak. To jednak duża rzecz. Detektyw Chowdhary i wydział drogowy dopiero dzisiaj skończyli zbierać resztki tej rozbitej ciężarówki.

- Co z tą kobietą?

- Żyje, żyje... Leży w szpitalu połamana, ale żyje.

- Faustino, nie brzmisz na zbyt szczęśliwego. - Karen się nachmurzyła.

- Aaach, Karen... - jęknął jej mąż, odkładając gazetę i padając plecami na łóżko. - To właśnie w związku z nią... No, pośrednio.

- Gadaliście już z nią?

- Tak.

- I co wam powiedziała?

- Dzięki niej znaleźliśmy połączenie między ofiarą i kilkoma świadkami, w tym niej, w jednej osobie... Wysunęliśmy śmiele teorię, że ta osoba jest głównym winnym w tej sprawie i dokonaliśmy aresztowania.

- Aresztowania? - Karen zmarszczyła brwi. - Już?

- Tak... - Faustino pokiwał głową. - Liczyliśmy, że wszystko się rozwiąże po przeszukaniu lokacji, które uznaliśmy za prawdziwe miejsce zbrodni.

- O rany, znaleźliście je?

- Tak myślę. - Mruknął. - Wiemy, że ofiara tam była, wiemy też, że jest tam parę narzędzi podobnych do związanych ze zbrodnią... Ale nic definitywnego. Żadnego faktycznego dowodu.

- To rzeczywiście nie brzmi dobrze...

- Wiem, kochana.

- I co z tym aresztowanym gościem?

- Jest dalej w celi. Jeżeli nic się nie znajdzie, to jutro rano go wypuszczą.

Zamilkli na chwilę. Faustino wbił wzrok w sufit.

- To co teraz? - spytała Karen.

- Nic. Czekamy. Detektyw Hart już się poddał. Ja załatwiłem jeszcze dzisiaj parę spraw, które mogą coś znaleźć, ale nie wiem, czy zdążymy przed jutrem. A wątpię, by dalsze przesłuchania wspólnika coś dały...

- Wspólnika?

- Taak, aresztowaliśmy dwoje ludzi. Naszego domniemanego zabójcę i kryjącego go typa. Bo on miał gabinet za lombardem, który prowadził jeden faszol, to jego złapaliśmy, ale on nic nie wie...

- Gabinet? Lombard? - Karen podniosła szybko głowę. - Gdzie to aresztowanie było?

- Huh? - Faustino również podniósł głowę, gdy Karen nagle się ożywiła. - Na Konstantine Straße. Numer 10.

- Tak? - upewniała się pani Whist, przeglądając papiery. - Konstantine Straße 10?

- No tak...

- Hah. No popatrz. - Podniosła i pokazała Faustino jakiś dokument sygnowany Maximus Inc. - Akurat niedawno moja firma dostała zlecenie na prace renowacyjne właśnie tej kamienicy.

- To... fajnie? Rzeczywiście jest stara.

- I mówisz, że nie znaleźliście żadnych śladów, pomimo pewności, że to miejsce zbrodni?

- Prawie pewności.

- Hm. I na pewno przeszukaliście każdy kąt?

- Taaak... myślę...?

- Bo nie wiem czy wiesz, ale ta kamienica to jedno z miejsc, gdzie w czasie wojny budowano schrony lotnicze, a niektóre później nawet przerabiano na schrony atomowe.

- Naprawdę?

- Naprawdę. I wiesz, jeżeli poszukam planów budynków tej ulicy, to może uda nam się zobaczyć, czy pod blokiem 10 takiego nie ma...

- I z lombardu by był do takiego dostęp?!

- Może być.

Faustino był oniemiały. Jeżeli coś takiego naprawdę tam jest, to istnieje cień szansy, że coś przeoczyli i dowody wciąż tam są! Przecież... Nie. Trzeba myśleć realistycznie.

- Ale jak? Jak by tam weszli? Nie znaleźliśmy żadnych drzwi ani nic.

- Hmm... - Karen zaczęła przecierać okulary. - Wiesz, niektóre bunkry zostały zamurowane, a jedynymi wejściami były dosłowne klapy w podłodze. Może była jakaś ukryta gdzieś pod szafą czy dywanem?

- Cholera, pod dywanem patrzyły tylko zwykłe gliny... Może im umknęło...? - Faustino świerzbiło, by pobawić się kostkami, ale ich przy sobie nie miał. - Karen, moja droga, jesteś moją zbawicielką.

- Ach... - Pani Whist się zarumieniła najpiękniejszym różem.

- Powiedz mi, czy byłabyś w stanie mi wskazać, czy na pewno jakiś bunkier tam jest? Jeśli tak, to gdzie?

- Nic nie mogę ci obiecać - powiedziała - ale sprawdzę, plany gdzieś tu mam.

Ding-dong. Ktoś zadzwonił do drzwi.

- A właściwie to ty sprawdzisz. Idę zobaczyć kto to. - Karen wstała i narzuciła na piżamę zieloną bluzę.

- Oczekiwaliśmy kogoś? - Faustino usiadł nad papierami żony.

- Nie wydaje mi się. Ale sprawdzić to sprawdzę. Poszukaj planu Konstantine Straße 171/Z9A.

I poszła do przedpokoju.
Faustino wtenczas zaczął przeglądać kupkę dokumentów. Własności, prawa, zgody, historie renowacji... Ugh, nawet prawo jest ciekawsze... O, są plany. Friedhofer Straße, Zukunft Straße, Gelbacher Straße, Mundi Straße... Jest! Konstantine Straße. 171/Z9A... Tak, to jest to. Bloki 1-14, więc gdzieś po prawej jest nasz lombard... Iii jest. Jest sklep, jest gabinet, jest korytarz... A pomiędzy nimi, pod spodem... Pomieszczenie. Podziemne! Bunkier! To bunkier!

- Ha! - szepnął prokurator.

A więc coś jest tam! I tam mogą być dowody!
Jego telefon zawibrował. Dostał SMS-a. Tak, idealny pomysł! Musi się skontaktować z detektywem Hartem i mu natychmiast dać znać. Może zdążą jutro rano...!

- Faustino...? - zawołała Karen z przedpokoju. - To... ktoś do ciebie...!

- To ważne? Jestem już w szlafroku. - Nie chciał się odrywać od odkrycia.

- Jakiś pan... Przedstawia się jako Mallwitz!

Dreszcz. Wszystkie włoski na ciele Faustino się nastroszyły. Odłożył dokumenty na stół i powoli podszedł do przedpokoju.

- Dobry wieczór, panie Whist - powiedział wysoki mężczyzna o gęstych bokobrodach. - Nazywam się Marco Mallwitz.

Ciąg dalszy nastąpi...

----------

¹ Republika Archipelagu Amantejskiego - Państwo wyspiarskie na południe od kontynentu tyreńskiego, praktycznie po drugiej stronie planety od Cydonii. Silnie eksploatowane przez turyzm stało się jedną z ikon celów podróży na wakacje.

² Knysza rachingamska - Grillowana drożdżowa bułka pełna warzyw, mięsa i sosów, najczęściej sprzedawana w budkach na placach, dworcach i w parkach. Sztandarowa potrawa z kultury fast foodowej Rachingam.

³ Sułtanat Ageru - Największe państwo kontynentu fenicyjskiego i jedno z największych na świecie. Ponieważ na wielu etapach historii było najbardziej rozwinięte intelektualnie i handlowo, Agerczycy w kręgach rasistowskich stali się synonimem sprytu i oszustwa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz